Jakiś czas temu prezentowałem cykl felietonów pod wspólnym tytułem „Ze słownika Warszawskiego Rodaka”. Dziś proponuję kolejną podróż przez historię kochanego miasta. Tym razem będą to artykuły z warszawskiej prasy przedwojennej. Ciekawe relacje opisujące przestępczość, jej skalę i różnorodność złodziejskich profesji. „Tajemnice Warszawy” – Serdecznie zapraszam w klimaty lat trzydziestych XX wieku.
W wędrówce po „podziemnej” Warszawie zajrzymy dziś do „melin” złodziejskich. Nazwa ta znana jest wszystkim, mało kto jednak wie co pod nią się kryje naprawdę.
„Meliną” nazywa się w gwarze złodziejskiej lokal, gdzie przestępca znajduje w chwilach „wolnych” od więzienia przytułek, wypoczynek i schronienie.
Tam urządza libacje, dokonuje podziału łupów.
Nie ma gatunku przestępców, którzy melin nie mieli. Kasiarze i doliniarze, lipkarze, klawisznicy, szpryngowcy i pajęczarze. Wszyscy muszą mieć tego rodzaju lokale. Jest to koniecznością ich zawodu.
W większości wypadków „meliny” są to mieszkania żon, przyjaciółek i kochanek przestępców. Kochanka przestępcy raczej sama narazi się władzom niżby miała zdradzić zaufanie oblubieńca.
Myliłby się, ktoby sądził, że meliny mieszczą się gdzieś hen, na peryferiach miasta. Oczywiście są i tam, Śródmieście jednak również jest obficie zaopatrzone w lokale prywatne, gdzie się gnieżdżą przestępcy.
Meliny takie są rzecz prosta dobrze znane policji. Przynajmniej w większości. Gdy zostaje popełnione przestępstwo, rutynowany wywiadowca wie z góry gdzie szukać sprawców.
Rewizja w jednej czy drugiej melinie daje, prawie zawsze, dodatnie wyniki. Są całe dziedzińce i całe domy zamieszkałe przez osobników pozostających w kolizji z prawem.
Dom zamieszkały wyłącznie przez światek przestępczy nazywa się „Pekin”.
Mieszkają tam włamywacze, bandyci i złodzieje, sutenerzy i prostytutki.
Zdawałoby się, że uczciwy człowiek gdy wejdzie do takiej kamienicy, zostanie ogołocony doszczętnie i wyjdzie na ulicę nago i boso.
Tymczasem jest wprost przeciwnie. W „Pekinie” nie ukradną nic nikomu. A już gdy zdarzy się, że w domu takim zamieszka człowiek z poza świata przestępczego, to mieszkanie jego jest tak bezpieczne, jakby było pod ochroną policji. W świecie złodziejskim obowiązuje bowiem bardzo surowa etyka zawodowa.
Gdyby zdarzyła się kradzież w domu, gdzie mieszka złodziej, byłby on narażony na mnóstwo przykrości, aresztowanie i rewizję. Mogłyby się przytem ujawnić rzeczy pochodzące z innej niewykrytej kradzieży. I „wsypa” gotowa. Dlatego też kradzieże takie zdarzają się niezmiernie rzadko.
Sławnym kiedyś był Pekin przy ulicy Złotej.
Dziś jest on niemal przeżytkiem. Mieszkańców tego domu przetrzebiono, a z dawnej sławy i mieszkańców niewiele pozostało. Są zato inne.
Ulica Krochmalna, jak długa i szeroka zamieszkała jest przez światek przestępczy. Tam też, w tej dzielnicy złodziejskiej mieści się nowy „Pekin”.
Jest to olbrzymi dom zaopatrzony podwójnym numerem 11 i 13.
Prawie równie obficie zaopatrzona w przestępców jest kamienica Nr. 9.
Nie ma zresztą wzdłuż całej ulicy Krochmalnej, chyba ani jednego domu, w którym by nie mieszkali regularni przestępcy.
Od czasu do czasu policja składa wizyty lokatorom tych domów i wyławia stamtąd kogo jej potrzeba. Na Krochmalnej jest także melina Marty Ozdowskiej.
W świecie przestępczym istnieją całe rodziny z dziada pradziada trudniące się kradzieżą czy rozbojem. Do takiej rodziny należy wspomniana Marta Ozdowska.
Ojciec jej był groźnym bandytą, mąż zaś również wielokrotnie za bandytyzm karany odsiaduje wyrok czterech lat więzienia za rozbój.
Ona sama, znana pod popularnym pseudonimem „Czarna Mańka”, jest kobietą wybitnej urody. Wspólnie z matką swą karana była za puszczanie w obieg fałszywych banknotów.
W lecie tego roku „Czarna Mańka” była hersztem bandy rabusiów letniskowych.
Przy ulicy Ordynackiej, w samem sercu Warszawy mieści się melina Dusznikiewiczowej. Jest ona wdową po słynnym kasiarzu, a przed niedawnym czasem ujęto w tej melinie jej obecnego kochanka – dawno przez policję poszukiwanego kasiarza.
Podobna melina jest u znanego złodzieja Niewiadomskiego przy ulicy Tatrzańskiej. Na ulicy Dobrej jest locum Renaty Kożuchowskiej, kochanki innego znanego złodzieja Edwarda Gawrychowskiego.
Specjalne miejsce w kronikach przestępczych zajmuje melina przy ulicy Ostrowskiej 13 i jej właściciel Rubin Stuł.|
Jest on królem doliniarzy warszawskich.
Ma dziś lat 77.
W swojej „karjerze” ma tak niezwykłe wyczyny, że świat przestępczy ochrzcił go mianem „Złota Rączka”. Obecnie Rubin Stuł sam na robotę już prawie nie chodzi. Starość nie radość. Ręce nie są już tak chwytliwe, nogi mają mięśnie zwiotczałe, Ucieczka nastręcza duże trudności, dlatego też gdy się jeszcze wybierze, prawie zawsze wpada.
Mieszkał przy ulicy Niskiej, a w melinie na Ostrowskiej prowadził szkołę doliniarzy.
Głównym sprzętem takiej szkoły jest manekin obwieszony dzwoneczkami. Młodzi adepci sztuki doliniarskiej uczą się na tym manekinie kradzieży kieszonkowych.
Sztuka polega na wyciągnięciu z kieszeni przedmiotu tak, by żaden dzwoneczek nie zadzwonił. Jeśli zadzwoni – „wsypa”.
Szkoły złodziejskie nie są zresztą rzadkością. Szkoła włamywaczy mieściła się na Tamce w mieszkaniu Stanisławy Nawrockiej, znanej pod przezwiskiem „Katorzanowa”, gdyż mąż jej za czasów zaborczych skazany był na długoletnią katorgę.
„Profesorami” w tej szkole byli znani włamywacze Józef Reszke i Hieronim Stryjewski, przyczem stosowane tam były najnowsze metody oraz wykłady teoretyczne i praktyczne zajęcia w postaci próbnych wypraw.
Wkrótce jednak dzięki niefortunnemu występowi jednego z uczniów, szkoła została zamknięta.
Zachowałem oryginalną pisownię artykułu z gazety codziennej „Dzień Dobry”