Budżet na 2014 r. jest lepszy od poprzedniego, zaczynamy odczuwać ożywienie gospodarcze – uważa zarząd dzielnicy. Żeby poczuć ożywienie na Woli, niezbędny będzie defibrylator – odpowiada opozycja.
Na wtorkowej sesji radni opiniowali propozycję budżetu Woli na 2014 r. Dzielnica ma mieć do dystpozycji 445 mln zł. Jak nietrudno się domyślić, zdania były podzielone.
– Budżet jest o 40 mln zł wyższy, niż ten na 2013 r. – cieszyła się burmistrz Urszula Kierzkowska. – Trzeba pamiętać, że od 2009 r. świat boryka się z kryzysem. Przez ostatnie pięć lat z roku na rok skarbnik obniżał nam kwotę, którą możemy dysponować. W tej chwili zaczynamy odczuwać ożywienie gospodarcze. Dostaliśmy z miasta dodatkowe 15 mln zł na oświatę.
Nie zgadzali się z nią radni opozycji i SLD. – To zwykły fajerwerk wyborczy na wybory samorządowe – komentował radny Paweł Pawlak. – Trzeba pamiętać, że kadencja składa się z czterech lat. Niektóre obszary nadal są zaniedbania. Brakuje środków na sport czy zadania z zakresu polityki społecznej.
– Zestawiłem wydatki inwestycyjne Woli i sąsiedniego Bemowa – mówił Paweł Kuchta (PiS). – Okazuje się, że dzielnica, w której jest o 40 tys. mniej mieszkańców niż u nas, ma dwukrotnie wyższy budżet inwestycyjny niż my. I to jest dobry budżet?
Jak tłumaczyła burmistrz Kierzkowska, budżet był konstruowany w oparciu o wytyczne z miasta. – Jesteśmy w stanie zagospodarować każde pieniądze – tłumaczyła. – Jednak część potrzeb się zmniejsza, mamy np. coraz mniej uczniów w szkołach. Mamy budżet, który się spina i przy którym nie wejdziemy w następny okres z deficytem.
– To, że budżet jest większy, może być problemem – mówił z kolei radny Marcin Rolski. – Zarząd dzielnicy już wcześniej nie dawał sobie rady z wykorzystywaniem środków. Później, w ostatniej chwili, żeby wydać pieniądze, kupowano drukarki.
Przewodniczący klubu PiS Jan Nowak pytał z kolei, dlaczego rada dzielnicy nie walczy o to, by móc dysponować większymi środkami. – Rozumiem zarząd i panią burmistrz, którzy są zatrudnieni przez urząd miasta i nie wypada im toczyć walk, ale przecież my, radni, nie jesteśmy zależni od ratusza – tłumaczył. – Właśnie po to nas ludzie wybrali, żebyśmy walczyli o pieniądze dla dzielnicy. Jeśli dostaliśmy wytyczne i potulnie się z nimi zgodzimy, to po co my tu siedzimy i po co bierzemy diety? Mamy obowiązek domagać się więcej. Pani burmistrz nazwała ten budżet ożywieniem. Jak to jest ożywienie, to nam będzie potrzebny defibrylator.
Radni jednak poparli budżet. Głosował za tym mający większość w radzie klub Platformy Obywatelskiej, Prawo i Sprawiedliwość było przeciw, a Sojusz Lewicy Demokratycznej się wstrzymał.