Procedura budżetu partycypacyjnego wymaga poprawy. Jedną z ważniejszych zmian powinno być zaprzestanie składania projektów przez tych, którzy na co dzień decydują o budżecie dzielnicy.
Głosowanie zostało zakończone, wiemy już, które projekty zyskały największą sympatię mieszkańców. Serdecznie gratuluję zwycięzcom, ale również tym, którym w tym roku się nie udało. Wiem, że wykonali kawał dobrej roboty, a ich wysiłek podjęty na rzecz zmieniania lokalnej przestrzeni już przynosi efekty!
Mój mocny sprzeciw budzi jednak fakt, że w Warszawie – w tym na Woli – swoje projekty zgłaszali czynni politycy. Wśród nich byli radni opcji rządzącej, a nawet członkowie zarządów dzielnic (na przykład burmistrz Jaworski na Białołęce). To kompletny brak zrozumienia idei budżetu partycypacyjnego! Oni przecież na co dzień mają do dyspozycji 99 proc. budżetu, a także swoje narzędzia – bezpośrednie rozmowy z decydentami, interpelacje, ale również dużo łatwiejszy dostęp do mediów i promocji projektów. Ten 1 proc. miał być zarezerwowany dla mieszkańców, którzy nie posiadają takich narzędzi. Ma sprawiać, iż mieszkańcy zintegrują się wokół lokalnych potrzeb, poznają mechanizmy funkcjonowania miasta i będą bezpośrednio w nich partycypować.
Wytłumaczenie, że mieszkańcy sobie nie radzą, dlatego radny musi złożyć projekt w ich imieniu, jest fałszywe. Urzędnicy są pomocni, istnieje też możliwość korekty projektu już po jego złożeniu. A sytuacja, w której radny składa projekt w imieniu innych pomysłodawców, może zakrawać na kradzież praw autorskich. Dlatego też apeluję do radnych wszystkich opcji politycznych z całej Warszawy, aby skupili się na zachęcaniu, pomaganiu i wsłuchiwaniu się w lokalne potrzeby. A tego na Woli niestety zabrakło – byłam jedną z nielicznych radnych obecnych na spotkaniach, podczas których projektodawcy prezentowali swoje pomysły.