Strona główna ŻYCIE MIASTA Tajemnice Warszawy – potajemne domy gry

Tajemnice Warszawy – potajemne domy gry

0
Tajemnice Warszawy – potajemne domy gry
Fascynująca rozgrywka przy stole do pokera.

Onegdaj zwiedziliśmy nocne kawiarnie i „meliny”, zajrzeliśmy do wykwintnych kawiarń, gdzie gnieżdżą się wszelkiego gatunku „niebieskie ptaki”, dziś wkraczamy do tajnych domów gry.

Artykuł zamieszczony w prasie przedwojennej. Zachowana oryginalna pisownia z lat`30.

Po cichu, na ucho szepcą sobie zwolennicy hazardu, adresy domów gry. Opanowani niepohamowaną namiętnością, powodowani chęcią łatwego zysku idą w sieć.
Luksusowe urządzenia, marmurowe stoły, kotary, podwójne ściany i tajemnicze guziki, za pociągnięciem których stoły znikają pod podłogą – to „bujda”.
Rzeczywistość jest zgoła inna i mniej frapująca.
Przy ulicy Chmielnej wchodzimy w bramę i przez podwórze w poprzeczną sień.
Na drugim piętrze mieści się tu „świątynia” hazardu.
Przybita na drzwiach metalowa tabliczka oznajmia:
„Biuro handlowo – komisowe”

Dwa pokoje i kuchnia przerobiona na trzeci. Urządzenie typowo biurowe.
W największym, środkowym pokoju, stół konferencyjny pokryty zielonym suknem, wokół krzesełka. W pozostałych dwu pokojach komplety gabinetowe, tak zwane „kluby”.
Miękkie przepaściste fotele otaczają niskie stoliki, wszędzie w oknach rolety.
W dzień w „biurze” niema prawie nikogo. Zaufany człowiek odbiera telefony, a zabłąkanym przechodniom oznajmia:
– Pana dyrektora niema.
Dopiero wieczorem, biuro handlowo – komisowe się ożywia. Zapalają się światła, zapełniają fotele i krzesełka.

Przy stole do ruletki   Fot. hornet.org.pl
Przy stole do ruletki Fot. hornet.org.pl

Na zielone sukno stołu kładzie się plan gry i zaczyna wirować obłędny krążek królowej gier – rulety.
Na niskie stoliki wysypują się talie kart. Do gry zasiadają typy i typki.
Mocno szpakowaty starszy pan zaciera ręce obramowane sztywnemi mankietami.
Wymokły, wytarty niemal młodzieniec w źle odprasowanym garniturze. Szczupły, wymuskany blondyn – pewnie syn zamożnych rodziców i wreszcie znany dyrektor nieznanego przedsiębiorstwa.
Partyjka pokera!
– Dobieram dwie karty.
– Ja trzy.
Panowie dorzucają banknoty do banku, odkrywają karty.
– Trójka z dam!
– Fool
– Czwórka z asów.
– Ja tylko kolorek.
– Pan dyrektor wygrał.

Pan dyrektor zgarnia pieniądze i zabiera się na nowo do kart.
Pan dyrektor jest stałym gościem i zawsze wygrywa. Z tego żyje.
Przy każdym stoliku siedzi jeden taki „fachowiec” i ogrywa łatwowiernych „frajerów”.
Przy ruletce, w drugim pokoju panuje ożywienie. Postacie pochylają się nad stołem, ręce nerwowo drżą. Drapieżne oczy wpatrują się w krążek, po którym toczy się w pędzie opętańcza kulka. Padają słowa stawki.
– Pierwszy tuzin.
– 36.
– Para.
– Niepara.
– Czerwona.
Kulka szaleje w łożysku i przynosi lub zabiera pieniądze. Krupier, zaufany „biura handlowego” zgarnia banknoty.
Późną nocą, a czasem gdy biały dzień świta, wychodzą bywalcy tej spelunki.
Zgrani?
Najczęściej zgrani!
Może ktoś z nich popełnił defraudację?
Może strzeli sobie w łeb!?

Derby warszawskie na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu w Warszawie
Derby warszawskie na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu w Warszawie

Szulernie mają też swoich asów. Jednym z takich jest znany właściciel stajni wyścigowej p. St. Nazywają go popularnie „koniarz”.
Był on właścicielem i organizatorem całego szeregu „klubów”, w których uprawiano hazard.
„Klub filatelistów”,
„Klub rybołówców”,
„Klub zbieraczy pamiątek wojennych”.
Pan St. Znany był z pewnego przyzwyczajenia. Gdy gość przegrał w jego „interesie” wszystkie pieniądze i zwracał się o pożyczkę na auto – moralizował z filozoficzną miną:
– Trzeba pamiętać, że się ma jechać taksówką. Nie trzeba wszystkiego przegrywać.
Mieściły się te kluby zawsze w śródmieściu w eleganckich kamienicach.
Hortensja, Wilcza, Mokotowska …

Dziś szczególnie ciekawy jest pewien dom przy ulicy Poznańskiej.
Pan St. wspólnie z ex-mężem pewnej artystki teatrów miejskich prowadzą w jej byłem mieszkaniu luksusowy dom gry. Na Poznańską uczęszczają pierwszorzędni goście, ludzie z najlepszych sfer.
Drugim z asów jaskiń hazardu jest niejaki p. Z. znany pod pseudonimem „Sędzia”. Był on kiedyś ławnikiem sądu. Obecnie prowadzi gry przy ulicy Nowogrodzkiej za Poznańską.
W tym samym domu mieści się szulernia niejakiego T.
W Warszawie domów gry jest dziś wiele. Nowogrodzka, Mokotowska, Koszykowa, oto punkty, w których się mieszczą.
Głośnym swego czasu właścicielem był jegomość przezwiskiem „An…ow”. Lub inni – G…t i B…z.

Sławny kiedyś w tej sferze był p. R. Dziś do spółki ze wspomnianym już mężem artystki p. G. Właściciel biura handlowego.
Domy gry nie mają najczęściej stałych adresów. Ledwie w wyjątkowych wypadkach. Przeważnie adresy się zmieniają. Każdy lotny dom gry ma do rozporządzenia pięć czy sześć lokali. Mieszczą się zawsze w obrębie innych komisariatów i zależnie gdzie jest obława, przenoszą się w inne miejsce.
Rolę naganiaczy do owych lotnych jaskiń hazardu spełniają byli już gracze. Dziś nie mają za co grać. Z nałogu jednak przychodzą się popatrzeć jak idzie gra. Urzędują w określonych kawiarniach i tam znajomym podają adres. Dziś tu, jutro tam.

Ruletka ukryta w specjalnym pudle - Warszawa 1934 r. Fot. NAC
Ruletka ukryta w specjalnym pudle – Warszawa 1934 r. Fot. NAC

Zasadniczo w każdym domu gry obowiązkowo musi być bufet, poniekąd filantropijny. Kieliszek wódki i zakąskę można dostać za darmo.
Bufet ten jest jednak także środkiem ochronnym. Gdy władze policyjne są już na drodze do przybytku gry, ruletka znika w szufladzie. Na stół wystawia się butelki i jedzenie. Całe towarzystwo je, pije i bawi się wesoło. A gdy policja wyjdzie, zaczyna się na nowo gra.

W większości domów gra jest prowadzona uczciwie. Opłakane rezultaty hazardu dla jego uczestników tłumaczą się tem, że „Kluby” ściągają znaczne procenty.
Wyniki dają zawsze straty dla gości i kolosalne zarobki właścicieli. Prawie wszyscy są to dziś bogaci ludzie.
Pan St. jest właścicielem kilku kamienic i stajni wyścigowej. Drugi – znany właściciel innej stajni wyścigowej, był kiedyś współwłaścicielem domu gry na Hortensji, a dziś jest również majętnym człowiekiem.
Inni – prowadzą życie czcigodnych obywateli i utrzymują się z „własnych funduszów”.

Dzień Dobry, 1931 r.