Zapraszam do archiwalnego artykułu o „szemranej” historii przedwojennej Warszawy.
Rozpoczęliśmy wczoraj wędrówkę po mało przeciętnemu obywatelowi znanej Warszawie – Warszawie występku, upadku i zbrodni.
Dziś z mrocznych, zadymionych „melin” przechodzimy do wykwintnych nieraz salonów kawiarnianych, w których gnieździ się również ten „świat podziemny” stolicy, bojący się spojrzeć w oczy przedstawicielom władz bezpieczeństwa.
„Niebieskie ptaki …”
Są one w każdem wielkim mieście.
W nieskazitelnych garniturach, wytwornym obuwiu , z piękną szpilką w krawacie i śnieżnie lśniącym kołnierzykiem. Krążą wśród ludzi z najlepszych sfer i wśród biedoty upatrując ofiary, która przez nieostrożność lub naiwność odda się im na żer.
Wielcy żeglarze po szerokich, choć mętnych wodach „kantu” wielkomiejskiego bywają w lokalach „pierwszej klasy”.
Eleganckie kawiarnie, luksusowe dancingi, najdroższe restauracje – oto teren, na którym snują swe sieci hochstaplerzy na wielką skalę.
Specjalnem powodzeniem u tych osobników cieszy się olbrzymia kawiarnia, położona w centralnym punkcie Nowego Światu.
Pewien oficer policji śledczej wyraził się kiedyś:
– Tutaj można codrugiego wsadzić na rok do kryminału, a nie będzie się czuł pokrzywdzony.
Niewiele jest w tym przesady.
Od czasu do czasu zdarza się, że do stolika podchodzi pan i szepce coś do ucha siedzącemu. Gość płaci i wychodzą razem. To agent wyłowił tu znanego i poszukiwanego przez policję hochstaplera.
Elegancko ubrany rudy mężczyzna z wyraźnie wschodnimi rysami twarzy siedzi przy stoliku i rozmawia żywo gestykulując.
Sprawia wrażenie człowieka obrabiającego poważne interesy. Cieszy się powszechnym szacunkiem. Gdy wchodzi do lokalu służba kłania się w pas.
– Szanowanie panu dyrektorowi!
Pan dyrektor ma gest. Płaci i wymaga.
To pan P…ski, oficjalnie pracownik branży ubezpieczeniowej. Faktycznie to szantażysta, oszust i zawodowy wydrwigrosz. Gotów jest wyrobić pożyczkę, zdyskontować weksle. Pieniędzy z tych tranzakcyj ofiara nigdy nie zobaczy.
Poniewczasie dowiaduje się naiwny, że został przez „kochanego pana Aleksandra” ordynarnie … nabity w butelkę.
Albo inny typ. Na skos przycięte baczki, włosy pokryte pomadą, świeżo odprasowane spodnie. Mina zabójcza, powodzenie u kobiet. Już w dwudziestym roku życia pan K. zapowiada się interesująco.
Ożeniony z nieco starszą od siebie panienką, szybko ją „puścił w kurs” strącając w bagno życia, na żer ulicy.
Potem miał szereg romansów. W pewnym przypadku omotał młodą panienkę z dobrego domu siecią intryg. Zmuszając do fałszerstwa weksli zamożnej matki i do nierządu.
Obiecującym młodzieńcem zainteresowały się władze zostawiając sobie na pamiątkę jego fotografię i odciski palców.
Nie gardził także „łaskawym chlebem” starszych pań. Korzystając z nawiązanych z niemi stosunków pisze czułe liściki, które kończą się zawsze – pieniędzy, pieniędzy, pieniędzy.
Oczywiście dla niewtajemniczonych jest co najmniej „dyrektorem naczelnym”.
Szczególnie często hochstaplerzy stwarzają sobie opinię wpływowych dziennikarzy i korzystając z tego, polują na naiwne ofiary. Dopiero po jakimś czasie dowiadują się „frajerzy”, że pan redaktor był zwykłym akwizytorem ogłoszeniowym i to usuniętym za sprzeniewierzenia.
Takich redaktorów jest mnóstwo. Kon-Konecki vel Konicz, vel Ferdynand Harry. Autentyczny baron Kelles-Krauz vel Smulski i wielu, wielu innych.
Kartoteki śledcze przepełnione są ich fotografiami i „literaturą” o owocnej pracy. Kryją się w nich nierzadko wielkie „talenty” skierowane na drogę oszustwa.
Są i tacy, którzy zajmują poważne stanowiska. Mając w ręku urzędową gotówkę, obracali nią na własne cele. Jakieś kupno … Sprzedaż … Majątek ziemski, parcele w Gdyni – dziś krociowej wartości.
Oczywiście w wielkiej kawiarni muszą się znaleźć i odpowiednio wytworni lichwiarze.
Pan M. niema zmartewienia, pieniędzy wbród. Jeździ coraz to innem autem. Któż może wiedzieć, że te auta to … zastawy! Pożycza chętnie, ale zna swoją wartość. Droży się, śrubuje procencik. Ma „dobre serce”.
– Zapłata? Ach, drobnostka. Jakoś to będzie, rata prolongata a conto.
Niech jednak klijent spróbuje być niepunktualny!
Wytworny lichwiarz wyciśnie z niego wszystkie soki. Zniszczy i zgubi!
W szeregach hochsztaplerów znajdują się i kobiety!! Coś pośredniego między prostytutką, rajfurką i szantażystką.
Pewna czarująca pani, która żyje z podnajmu mieszkania dla celów „towarzyskich”, lub inna, puszczająca w obieg dwie piękne córeczki. Sama zaś zostaje w stałym kontakcie z pewnym wytwornym domem schadzki.
Jakże głębokie jest wielkomiejskie bagno! Ileż hańby ludzkiej w niem się gnieździ.
Wśród niebieskich ptaków specjalne miejsce zajmują szulerzy, gładcy w obejściu. Nieskazitelnie ubrani, z minami lwów salonowych, pewni siebie. Uczciwi ludzie nie podają im ręki. Wszystkie kluby zabroniły im wstępu do swych likali.
Pan J… Pan S… Pan G… To asy!
Małe ptaszki gnieżdżą się w odpowiedni mniejszych lokalach. Znają ich dobrze sale bilardowe.
W Alei Jerozolimskiej są bilardy, których bywalcami są wyłącznie osobnicy ciemnego typu. Wzdłuż Marszałkowskiej jest szereg cukierni, gdzie uczciwy człowiek zabłądzi tylko przypadkiem. U zbiegu Żórawiej zbierają się drobni aferzyści. Kupują weksle, sprzedają za gotówkę. Urzędują tam także specjalni dostawcy weksli. Za 10 procent wartości, można tam nabyć weksle opiewające na dziesiątki tysięcy złotych. Weksle firmowe! Autentyczne!
Dużo też jest weksli różnych „murowanych” firm – przeważnie nieistniejących, lub dawno zlikwidowanych.
Istnieją całe przedsiębiorstwa organizowane tylko w tym celu, by wystawić masę weksli, nabrać za nie towaru i rozwiać się! Takiem przedsiębiorstwem było głośne swego czasu „Warszawsko – Gdańskie Towarzystwo Handlowe”.
Skończyło swój żywot za kratami więzienia.
Na rogu Nowogrodzkiej jest inna cukiernia, gdzie zbierają się kombinatorzy wszelkich gatunków. Zawodowi gracze w bilard i domino. Przeważają jednak bookmacherzy.
Naiwniaczek, który przypadkowo znajdzie się tutaj i da namówić na grę, zostaje wkrótce ogołocony z gotówki, gdy chce się odegrać szybko znajduje usłużnego, który na gruby, nieraz 50 procent, pożyczy pieniądze.
Wiele, bardzo wiele odmian jest niebieskich ptaków! Od międzynarodowych hochsztaplerów, do podrzędnych drobnych kanciarzy.
Jutro zajrzymy do domów schadzek. Tych ropiejących wrzodów na ciele stolicy.
Źródło: Gazeta Codzienna Dzień Dobry – 1931 r.