Co jakiś czas docieramy do nieznanych wcześniej zdjęć i materiałów archiwalnych, publikowanych w dwudziestoleciu międzywojennym. Owianych gęstą mgłą zapomnienia, zagadkowych, prowokujących do przypomnienia Wolskiej historii.
Przede mną odnaleziona fotografia, a raczej ilustracja prasowa w dość kiepskiej jakości, pod kadrem lakoniczny opis:
Atelier Kaden-Studio w Warszawie przy Wolskiej 42
Adres znajomy, choć zapamiętany głównie za sprawą wysokiej, sześciopiętrowej kamienicy w kształcie litery L. Budynek wznosił się tuż obok pałacyku Michlera, doskonale znanego z powstańczych wersów piosenki Józefa Szczepańskiego:
Pałacyk Michla Żytnia Wola
Bronią się chłopcy od „Parasola” Choć na „tygrysy” mają visy To warszawiaki fajne chłopaki sąI tak po nitce do kłębka rozpoczęły się poszukiwania. Dość szczęśliwie natrafiliśmy na materiał autorstwa Pana Łukasza Biskupskiego, zatytułowany:
Laboratorium i atelier Falanga – Strategie biznesowe i znaczenie w przemyśle filmowym dwudziestolecia międzywojennego w Polsce.
Pozwólcie, że przytoczę interesujący nas fragment :
W 1919 r. od podstaw wybudowano atelier firmy kinematograficznej „Polfilmy” przy ul. Wolskiej 42 w Warszawie, założone przez grupę przedsiębiorców oraz ziemian.
Zarządzane przez ludzi niemających większego doświadczenia w branży, posiadających natomiast kapitał. Atelier dysponowało jedną sporą halą zdjęciową o powierzchni około 760 m2, laboratorium i zapleczem produkcyjnym.
Od 1922 r. firma nie wykazywała większej aktywności, a w połowie 1927 roku Polfilma ostatecznie upadła i została zlikwidowana. Jej budynki przy Wolskiej przejął doświadczony filmowiec, Danny Kaden, zakładający tuż po I wojnie światowej dla koncernu UFA Warszawską Spółkę Kinematograficzną; swoje atelier prowadził pod nazwą Danny Kaden-Studio.
Po modernizacji, zakupiwszy m.in. nowe lampy i sprzęt laboratoryjny, chełpił się największym i najlepiej urządzonym atelier i laboratorium w Polsce. Operator Seweryn Steinwurzel przekonywał jednak, że chociaż atelier Kadena jest najlepsze w Warszawie, to nadal odstaje poziomem od zagranicznych. Sam Kaden tego nie krył i przyznawał, że odpowiednia inwestycja przerasta go finansowo, podobnie jak przebudowa hal bocznych czy powiększenie parku oświetleniowego.
W sytuacji braku kredytu i zainteresowanych inwestorów wszystkie ulepszenia musiał finansować z własnego kapitału, co spowalniało cały proces.
Warszawski przemysł filmowy, w mniejszym lub większym stopniu był ze sobą powiązany, dochodziło do współpracy produkcyjnej. To było normą, bo nikt nie dysponował bardzo drogim, pełnym i samowystarczalnym zapleczem technicznym.
W Warszawie dominowały dwie duże firmy – Falanga i Sfinks
Trafne rozpoznanie specyfiki i potrzeb rynku filmowego, wysoka jakość usług, ostrożne i przemyślane decyzje inwestycyjne uczyniły w latach 30. z Falangi najważniejszy podmiot na rynku, o znaczeniu zdecydowanie wykraczającym poza działalność usługową w zakresie udostępniania hali do zdjęć i obróbki laboratoryjnej taśmy.
Wraz z dynamicznym rozwojem zmieniały swoje siedziby, zmieniały zatem i adresy. Na miarę osiąganych dochodów rozwijały wyposażenie, potencjał ludzki i technologiczny, a to przekładało się na ilość produkowanych filmów. Wspomniane firmy znalazły się w czołówce warszawskiej kinematografii dwudziestolecia międzywojennego.
Kaden-Studio nie wytrzymało konkurencji i tempa przemian, wchłonął je wspomniany wcześniej Sfinks.
Na międzywojennym „polskim Broadwayu” niezmiennie trwała tylko warszawska wytwórnia Sfinks, rządzona żelazną ręką przez Aleksandra Hertza.
Jesienią roku 1929 ogłoszono licytację ruchomości należących do Danny’ego Kadena przy Wolskiej 42. Firma zwyczajnie splajtowała. W 1931 r. o atelier przy Wolskiej zrobiło się głośno. Prasa pisała, że właśnie mamy pierwsze na rynku polskim atelier dźwiękowe, przyrównując je do amerykańskich standardów. Halę i laboratorium rozbudowano i unowocześniono. Pojawiła się nowa aparatura dźwiękowa. Powstała też druga hala, gdzie znalazło się miejsce dla orkiestry. Całość wynajął niejaki Stefan D’Alben – człowiek tajemnica, osoba wysoce kontrowersyjną. Pierwszy film studia D’Albena, noszący tytuł Dzikie pola, okazał się jednak totalną klapą.
Wrzesień 1939 roku przerwał ambitne działania, firma została wywłaszczona z majątku na samym początku wojny.
W 1941 r. w dawnym obiekcie na Wolskiej 42, okupant utworzył Fabrykę Margaryny.
Z dumą doniosła o tym gadzinowa prasa, sugerując w artykule „Margaryna na miejscu hetzfilmów„, że to lepsze wykorzystanie przestrzeni niż wcześniejsza produkcja filmowa.
Artykuł znalazł się w gazecie „Krakauer Zeitung”nr 7 w 1941 roku.
Oryginalny tytuł artykułu głosił – „Margarine an Stelle von Hetzfilmen”.
Powstanie Warszawskie przyniosło kres posesji przy Wolskiej 42. Ale szczęśliwym zrządzeniem losu okupację przetrwała kamienica frontowa i oficyna. Budynki stały do lat 60-tych, wówczas uległy zmianom w scenografii i zostały wyburzone.