Dziś trudno odnaleźć punkt odniesienia do współczesnej scenografii. Jedynie tramwaj skręcający w kierunku zajezdni podpowiada, że patrzymy na skrzyżowanie ulic Młynarskiej i Wolskiej.
Szczytowe ściany wysokich kamienic, a od frontu dość marnej prezencji parterówki i piętrowa zabudowa mieszcząca liczne sklepiki, lokale usługowe, oraz szemrane restauranty o dość ulotnej reputacji. W narożnym budyneczku, z charakterystycznym „zwieńczeniem” nad wejściem, działał przez lata bar „Pod wielkim cycem”.
Nazwę wymyślili stali klienci płci zdecydowanie brzydszej, a powstała na cześć właścicielki lokalu, kobiety o potężnym „wyprzedzeniu”, czyli ponadprzeciętnym walorze osobistym – pani Florentynie Franc. Z racji dość dynamicznych okoliczności, jakie miały tu miejsce, dziennikarze prasowi opisywali lokal jako „Bar pod wydatnym biustem”.
Taka nazwa zdecydowanie lepiej brzmiała w uszach ówczesnej cenzury.
By zachować „historyczną prawdę”, należy w tym miejscu przytoczyć kilka specjałów z kuchni „Cioci Flory”. Zaglądamy więc do skarbca gastronomicznych delicji:
- Bigos na goloneczce
- Świńskie ucho w sosie chrzanowym
- Świńskie ogony w sosie musztardowym
- Cynaderki wołowe w sosie cebulowym
- Cynadry wieprzowe z kaszą gryczaną i skwarkami
- Marynowane ozory w galarecie
Dziś możemy obejść się smakiem, takich rarytasów i „nieba w gębie” nie uświadczymy. Bo kiedyś liczyły się sprawdzony przepis i jakość produktów, dziś szybki przerób i jeszcze szybszy zysk.
Nieodłącznym wspomaganiem każdego smakosza był ankohol w swej najczystszej postaci. Rzecz jasna nie zawsze z oficjalnej dystrybucji, czasem od lokalnych bimbrowników, jednak w ocenie wybitnych znawców tematu – prima sort.
Po przeciwnej stronie ulicy Młynarskiej wznosił się okazały ciąg kilkupiętrowej zabudowy. Kamienic, które swym wyglądem wpisywały się w zaszczytne miano wielkomiejskiego formatu. Fotografia ułatwi nam przypisanie adresów.
I cóż my tu widziem Szanowne audytorium!
Młynarska 3/Wolska 32 – kamienica hurtownika tekstyliów, Hipolita Knapa Młynarska 5 – kamienica barona Wiktora Lessera (dom bankowy przy Miodowej) Młynarska 7 – kamienica Tomasza Lisowskiego
Słów kilka o miejscu najbardziej popularnym pośród okolicznych mieszkańców, oraz półświatka handlowego z pobliskiego Kercelaka. Narożna kamienica (Wolska 32/Młynarska 3), która mieściła na przestrzeni lat dwa kina i teatr:
- Kino Europa (przed 1924 r.)
- Teatr Popularny Stefana Wiecheckiego (1924/1926)
- Kino Italia (1927/1944)
W południowej części ulicy Młynarskiej dominował wjazd na teren zajezdni tramwajowej, zwanej niegdyś Remiza Wola.
W 1907 r. w związku z planami elektryfikacji sieci tramwajowej całość przebudowano.
Od podstaw została zbudowana 8-torowa hala czołowa, mogąca pomieścić 56 wagonów. Zbudowano także nowy budynek stolarni i lakierni oraz magazyn i kotłownię. Zbudowana zajezdnia była nieprzelotowa, wjazd i wyjazd odbywały się przez skrzyżowanie ulic Wolskiej i Młynarskiej.
Po przeciwnej stronie ulicy Młynarskiej zbudowano jednocześnie hale i budynki pomocnicze Warsztatów Głównych. Budynek widoczny na zdjęci to siedziba Dyrekcji Tramwajów i Autobusów – Młynarska 2. Gmach wzniesiono w pierwszej dekadzie XX wieku.
Teraz przyszła kolej na jedyną ocalałą do dziś kamienicę sprzed pierwszej wojny światowej. Budynek wzniesiono dla wybitnego lekarza psychiatry, powstańca styczniowego, działacza społecznego i filantropa – Leona Lejzora Goldsobela.
Tomasz Lisowski (późniejszy właściciel), zadebiutował na rynku jako handlarz galanterią skórzaną, prowadzący sklep przy ulicy Żelaznej 68. Podczas I wojny światowej osiągnął pokaźne zyski przy produkcji militariów. Po wojnie zmienił profil na produkcję uszczelek, pasów transmisyjnych i wielu innych artykułów technicznych, wytwarzanych z surowca naturalnego. Kiedy wszedł w posiadanie wspomnianej kamienicy? Prawdopodobnie w latach 1925/1926. Pierwszy właściciel, Leon Goldsobel, zmarł 12 września 1925 r.
Ciekawe wspomnienie tego miejsca przedstawił Jerzy S. Majewski w artykule Wielkie miasto na Woli, oto wybrane fragmenty:
„Przedwojenna Wola, główny ośrodek robotniczy Warszawy, miała wygląd zaniedbanego prowincjonalnego miasteczka, pozbawionego wszelkiej estetyki i najprymitywniejszych urządzeń higieny” – tak pisano w 1949 r. w książce „Warszawa, stolica Polski” opublikowanej przez Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy. Tekst miał charakter propagandowy, ale opinia na temat Woli była w dużym stopniu prawdziwa. Z tą różnicą, że po prowincjonalnych miasteczkach nie jeździła komunikacja tramwajowa.
Na Woli, obok nędznych bud, wznosiły się prawdziwie wielkomiejskie kamienice. Taką właśnie była kamienica Lisowskich przy Młynarskiej 7.
Powstała przed 1906 r. na posesji należącej do barona Lessera. Ma wysokość aż czterech pięter. Jej elewacje musiał opracować dobry architekt. Nawiązują do sztuki baroku i wczesnego klasycyzmu. Elewację wyższych pięter architekt zrytmizował rzędem pilastrów wysokich na trzy kondygnacje. Całość zwieńczył niski półkolisty szczyt. Między oknami znalazły się dekoracje sztukatorskie w formie medalionów i girland, zaś nad balkonem pierwszego piętra ozdobny kartusz z inicjałami właściciela kamienicy: TL – Tomasza Lisowskiego. Parter zajęły sklepy. Pośrodku była brama wiodąca na podwórko studnię ujęte z boków i tyłu oficynami. Pośrodku podwórka znajdował się owalny trawnik otoczony wysoką ozdobną kratą. Rosła na nim nie tylko trawa, ale też jakieś drzewa.
„Na podwórze przychodzili handlarze starzyzną, szklarze i ci, co ostrzą noże. Przychodzili śpiewający żebracy czy grajkowie, kataryniarze z małpką lub papugą. Była to dla nas, dzieci, atrakcja. Babcia dawała nam monety, które zwijaliśmy w papierki i rzucaliśmy na podwórze” – pisała w liście pani Grabowska Grossówna w domu Lisowskiego.
– Już nie pamiętam, w którym z kin przy Wolskiej oglądałem film „Paweł i Gaweł” z Heleną Grossówną. Może to było kino Helios, a może Roxy przy Wolskiej 14. Tyle że Roxy odwiedzała wolska „plutokracja”, a ja pamiętam niewybredne śmiechy publiczności. Była to raczej Italia pod nr 32. Tam schodzili się bywalcy Kercelaka i spektakle przerywały głośne komentarze – opowiada pan Jan (…)
– Do szkoły chodziłem Młynarską. Musiało to być wiosną 1939 r., jeszcze przed wakacjami. Pod wciąż istniejącą kamienicę przy Młynarskiej 7 podjechała limuzyna. Wysiadła z niej Helena Grossówna, ta sama, którą oglądałem w kinie. Weszła w bramę. To było duże przeżycie bo na co dzień raczej nie widziało się takich gwiazd na ulicach naszej dzielnicy – wspomina pan Jan.
Do kogo przyjechała aktorka – nie wiemy. W tamtym czasie była ona u szczytu popularności. Występowała w kabaretach Qui Pro Quo, Teatrze Nowym, w Cyruliku i Wielkiej Rewii. W kinie zadebiutowała w roku 1935 i do wybuchu wojny zagrała aż w 17 produkcjach filmowych, w 1939 r. we „Włóczęgach” i „Testamencie profesora Wilczura”. Przy bliższym poznaniu ujmowała skromnością.
Wiosną 1939 r. dziennikarz plotkarskiego „AS-a” pisał o niej:
„Myślałem sobie: no tak! Milutka, wesolutka, przyjemniaczek psiakość, a zbliż się do niej – to się nadmie, funfy zacznie stroić… Gwiazda!… Pewno dorożką nie jeździ, bo koń tyłem się obraca do pasażerów, tramwaj uważa za coś bardziej poniżającego, jak więzienie… gdzie pakowali za długi. Pewno delikatne to. Nadskakiwać każe. Pewno grymasi. Tualety, kosmetyki po 80 zł za słoiczek. (…) Kiedy Grossówna podała mi pierwszy raz rękę, nie chciałem wierzyć, że to ona, ta z ekranu. Elegancka, skromna sylwetka, nic napuszonego, uśmiechała się szczerze” – czytamy relacje w „AS-ie”
(…) W prawej i lewej oficynie znajdowały się mieszkania jedno- i dwupokojowe z kuchnią. Wszystkie miały balkony wychodzące na podwórko studnię.
Z kolei mieszkania w oficynie środkowej były dwupokojowe bez balkonów. To właśnie w takim lokalu na drugim piętrze mieszkali dziadkowie pani Grabowskiej. „Okno w kuchni wychodziło na wprost bramy, w większym pokoju było okno „weneckie”, a w następnym, mniejszym – 2-skrzydłowe i to wychodziło na ścianę prawej oficyny”.
Pani Grabowska przypominała sobie nazwiska niektórych lokatorów kamienicy. I tak rodzina Jarczewskich mieszkała tuż obok, na drugim piętrze w środkowej oficynie. Pani Kamińska z córką na II piętrze w lewej oficynie. „Była wdową i bardzo przyjaźniła się z babcią, pod nimi mieszkało młode małżeństwo z małym dzieckiem. Widywałam na ich balkonie wózek. Dziecko rosło i zostało nazwane przez lokatorów Jojo – dlaczego? Nie wiem” – czytamy w liście.
Z kolei w prawej oficynie na drugim piętrze mieszkał felczer z żoną i synem. Gdy ktoś zachorował w kamienicy, to do niego szło się po pierwszą poradę (…)
W czasie Powstania Warszawskiego, pomimo krwawych walk na Woli, spalenia zabudowy i rozbiórki większości budynków wzdłuż Wolskiej, kamienica Lisowskiego szczęśliwie przetrwała. Po kapitalnym remoncie ponownie błyszczy pełnym blaskiem. Na ostatnim zdjęciu widok cudem zachowanego budynku w 1946 r.
Właściciel kamienicy, Tomasz Lisowski, zginął rozstrzelany w egzekucji w dniu 8 sierpnia 1944 r. przy Młynarskiej 7.