Dokładnie 30 listopada 2022 r., na portalu Warszawa.pl zamieściłem artykuł będący okrzykiem protestu przeciw „majstrowaniu” przy imieniu Stefana Wiecheckiego Wiecha.
Dlaczego tak wielu publicystów przypisuje Wiecha do imienia Stanisław?
Tego nie rozumiem i pojąć nie mogę.
Jeśli nie posiada się odpowiedniej wiedzy, to wystarczy wpisać w dowolnej przeglądarce hasło WIECH i po kłopocie. Sromotna kompromitacja nie grozi.
22 grudnia 2022 r., czyli na dwa dni przed Wigilią, strona onet.pl zamieściła przedświąteczny artykuł zatytułowany –
To oni rządzili Kercelakiem. Cała Warszawa znała grupę „Taty Tasiemki”.
[LINK]
[PDF] (strona 5)
Całość dość ciekawa, ozdobiona archiwalnymi fotografiami ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego (serdecznie pozdrawiamy NAC), zaś w podsumowaniu pojawia się wzmianka o Wiechu i wspomniany już błąd krytyczny.
Autorem tekstu jest Pan Tomasz Borejza, któremu należą się podziękowania za dobre chęci.
Pierwszoplanową postacią jest Łukasz Siemiątkowski vel Tata Tasiemka, oraz kreminalne realia przedwojennego Kiercelaka.
Tasiemka to złożona choć ciekawa osobowość, Szemrany Patriota. Przez jednych kochany, przez innych odżegnywany od czci i wiary. Postać barwna i mocno kontrowersyjna.
Drobna uwaga! Jako miłośnik i propagator Gwary Warszawskiej, nie mogę zgodzić się z błędnym użyciem cytatu:
Panie miniszcze trze lepij pilnować złodziejów
Wszystko się zgadza, tylko powinno tu być słowo trza.
Ale nie czepiajmy się detali, szpec od gwary to gatunek na wymarciu.
W końcowej części artykułu pojawia się nazwisko Wiecheckiego i wspomniany już, przykry błąd w imieniu. Przez wrodzoną skromność nie wspomnę, że według mojej wiedzy targowisko powstało rok wcześniej, tj. w 1866 roku. Krótki powojenny żywot zakończyło w 1947 roku.
Może zacytuję odnośny fragment:
„O samym Kercelaku, który powstał w 1867 r., można poczytać na bardzo sympatycznej i ciekawiej stronie Ulicami Warszawy. Oraz u Stanisława „Wiecha” Wiecheckiego w zbiorze reportaży o Warszawie”.
Podobne „kwiatki” pojawiają się dość często, choć nie posądzam autorów o złośliwość szytą wyjątkowo kiepską nicią. Ot … beztroska i wiara we własną nieomylność!
Cała sytuacja wynika też z braku konkretnej wiedzy, w połączeniu z nieznajomością postaci pisarza – Homera warszawskiej ulicy i warszawskiego jęzora.
Wniosek jest wyjątkowo smutny – jak twarz karawaniarza w pogrzebowem kondukcie!
Popełniający podobne uchybienia mają dość blade pojęcie o Stefanie Wiecheckim, wspaniałym pisarzu, ulubieńcu wielu pokoleń warszawiaków, osobie czerpiącej pełnymi garściami z brzmienia charakternego języka ulicy, czyli Gwary Warszawskiej.
Znakiem tego znajomość twórczości pisarza jest gieneralnie do bani. Bo kto choć raz miał okazję poznać „warszawskie pióro” Wiecha, tak cudownie zastosowane w licznych książkach i setkach felietonów prasowych, nie użyje bezmyślnie imienia Stanisław.
Wszystkich Stanisławów przepraszam za pardon, bo imię w legularne deseczkie, niczego sobie, mucha nie siada.
Janusz Dziano