
Dziś przypomnimy sobie słowo z kategorii „warszawskie germanizmy”.
Proponuję typowy w gwarze przykład dostosowania zwrotów obcojęzycznych, do naturalnych potrzeb i wymogów potomków Warsa i Sawy.
W oryginale słowo lampenputzer odnosiło się do archaicznego zawodu – czyściciela lamp. Osoby zajmującej się przycinaniem knotów, czyszczeniem, konserwacją i ogólną dbałością o stan techniczny źródeł ulicznego oświetlenia. Dawnych lamp olejowych.

Rodak Warszawski zaangażował zwrot w dwóch, jakże interesujących kategoriach.
Oba zastosowania dotyczyły kobiet, barwnego kwiatu męskiego życia.
A teraz uwaga, będzie klimatycznie, a nawet nastrojowo!
W ściśle określonych rejonach miasta, wieczorową porą, przy blaskach ulicznych latarenek, snuły się panie o dość ulotnej reputacji. Wnosząc w bogatej ofercie miłosnych doznań, niepodważalne atuty swej cielesnej architektury.
Uwaga! Słowo „architektura” jest tu bardzo istotne.
Kobieta, jako chodząca wrażliwość na męskie aligancje i salonowe obycie, dość przychylnie reagowała na stwierdzenie:
– Aż mnię w dołku ściska panno Lodziu, filując na tak anielskie posture. Architekt był mistrzunio, konstrukcja w deseczkie, prima sort.
Użycie pospolitych określeń, rujnujących misternie tkaną kobiecą wrażliwość?
Nie tędy droga szanowni panowie!
Bo wejść na mamusię, to fatalne rozwiązanie.
Najważniejsze elementy w ofercie handlowej, miały swe dość interesujące odniesienia.
Krągłości bioder, z fantazyjnymi przyległościami, określano artystycznie mianem postumentu. Zaś kobiece piersi, tak skutecznie pobudzające męską chuć, wpisano w działające na wyobraźnię słowo balkony.

Skąd tu powiązanie z czyścicielem lamp? – zapytacie
Otóż Szanowna Frekwencjo! Gieneralnie jest tak!
Te profesjonalne przewodniczki zagubionych dusz, wytrawne znawczynie męskich fantazji, mistrzynie w zrozumieniu istoty życiowych problemów w związkach formalnych, po mistrzowsku, z wyszukanym artyzmem zapraszały na miłosną przygodę … pucując latarnie.
Niczym primabaleriny w światowej sławy balecie, zmysłowym balansem ciała, fantazyjnym kołysaniem biodrami, ocieraniem się przyległościami o kuszącą bladą poświatą latarnię. Eksponując w jej świetle to wszystko, co każda z nich miała w indywidualnej ofercie.
Lampucera, niby proste, wręcz pospolite słowo. A ile tu różnorodności i głębi poetyckich odniesień.

Z upływem lat warszawiacy mieli chyba dość obcego brzmienia, mało subtelnego i staroświeckiego.
Ponieważ potrzeba jest matką wszelkich wynalazków, w życie weszły nowe określenia na panie w najstarszym zawodzie świata.
- Przykład pierwszy – ćma
Powiązanie na tyle oczywiste, że nie wymaga szerszego opisu. Wiadomo w czym rzecz. Światło przyciągało uparcie fruwające motyle nocy. Sprawa czysta oczywista.
- Kolejna ciekawostka ze słownika określeń mocno dosadnych to – tufta
Już nie tak poetyckie, dość oschłe, określające atrakcyjną kobietę lekkiej obyczajności, profesjonalistkę w branży usług wiadomych. Określenie popularne w Warszawie. Inne rejony kraju, równie twórcze, używały własnych odpowiedników. Forma zdecydowanie delikatniejsza od powszechnych wulgaryzmów, takich jak choćby – dziwka.

Jednak po wielu latach nastąpił spektakularny powrót lampucery, zasadniczo różniący się w moralnym przekazie.
Nikt już nie łączył go z latarniami, czy wyszukaną choreografią. Było minęło.
Ponieważ na twarz, pośród wielu innych określeń, mawiano lampa, słowne zastosowanie poszło w tym właśnie kierunku – przesadnie dbająca o lampę.
Określenie zastosowano jako definicję kobiety nie pierwszej młodości. Osoby uparcie szukającej odniesienia do czasów bezpowrotnie minionych, tkwiącej w silnym przekonaniu o skuteczności kosmetycznego oszustwa.
I kto wie, może to właśnie kobiety stały za tak nowatorską zmianą?
Odrobina złośliwości, okazja na przypięcie łatki … Czemu nie?
– A niech nie myśli sobie lampucera jedna w koafiure szarpana!
Szminki, pudry i inne wymyślne narzędzia korekty rzeczywistości, znane są od zarania dziejów. Ogromna dbałość o zwrócenie uwagi na reprezentacyjną witrynę salonu wdzięków, cechuje kobiety w każdym wieku.
Generalnie rzecz ujmując, kolejnym wcieleniem lampucery jest:
Kobita w wieku antycznem, przesadnie odpicowana, bez najmniejszego pokrycia z ogólnem stanem życiowego przebiegu oraz doczesnej prezentacji.
Czyli … Tworzenie optycznego złudzenia na potrzeby wyższych racji.
Określenie to, w ustach kobiet, dość często rozwijało emocjonalny przekaz. A szczytem zgryźliwości stało się stwierdzenie typu:
– Ty stara lampucero! Z facjatą sponiewieraną jak farba na obrazach mistrza Jana.
To był już cios ostateczny, czyli ostatnie słowo do draki!
Na koniec, humorem uszyte określenie kobiety w wieku z letka zaawansowanem.
Po wojnie na warszawskie ulice wyjechały trolejbusy, zwane przez warszawiaków pieszczotliwie trajlusiami. Początkowo oznaczone literowo – A B C.
Od 1949 r. wprowadzono oznaczenia cyfrowe, rosnące jak przebieg żywota, od numeru 51 do 56.
Za sprawą pisarza i felietonisty Stefana Wiecheckiego, ku ogólnej radości czytelników, popłynęło w miasto poetyckie określenie:
- Kobita w wieku trolejbusowem
Zwrot ogólnie zrozumiały, łagodny, nie budzący zbędnej agresji i … łatwiejszy do przełknięcia.
