Strona główna KULTURA Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Siakanie, zmiękczanie i coś jeszcze.

Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Siakanie, zmiękczanie i coś jeszcze.

Targ na placu Grzybowskim pod koniec XIX wieku Fot. Archiwum Państwowe
Targ na placu Grzybowskim pod koniec XIX wieku Fot. Archiwum Państwowe

Elementy używane głównie w rozmowach przyjezdnych handlarzy na warszawskich targowiskach.
Przywędrowały wraz z napływową ludnością, wywodzącą się z terenów Mazowsza.

Jak to brzmiało w języku codziennym? Dość dziwacznie, zupełnie inaczej niż rodzimy język warszawskiej ulicy. Z czasem naleciałości zdefiniowano, zostały dość osobliwie nazwane jako siakanie lub wsiurzenie.

To drugie określenie, w sposób zdecydowany informuje o pochodzeniu zjawiska. Przywędrowało wraz ze sprzedawcami płodów rolnych, wytrwałymi poszukiwaczami lepszego jutra, osobami uciekającymi od niełatwego życia na mazowieckiej wsi.
Siakanie – czyli wywodząca się z dialektów mazowieckich wymowa głoski „sz” jak „ś”, „cz” jak „ć”:
Warsiawa – Warszawa,
Cierniaków – Czerniaków,
Siuwaks – Szuwaks

Przedświąteczny handel przed Halą Mirowską Rok 1934. Fot. Henryk Poddębski
Przedświąteczny handel przed Halą Mirowską Rok 1934. Fot. Henryk Poddębski

Brzmiało to dość osobliwie. Językowy element identyfikacji, trafnego przypisania pochodzenia rozmówcy.
Z upływem czasu, w miarę dynamicznego napływu ludności wiejskiej do miasta, specyficzne brzmienie (chciał, nie chciał) wmieszało się w język warszawskiej ulicy.
Wsiurzyć – słowo powstałe w wyniku pełnej dezaprobaty dla „upiększania” swojskiego brzmienia. Pokoleniowi mieszkańcy Syreniego Grodu dbali o ciągłość lokalnych obyczajów, jakże barwnego miejskiego folkloru. Tu liczył się wyjątkowy charakter, niepowtarzalne słownictwo, zwroty, akcentowanie, szczególna intonacja, typowa dla miasta (choć zróżnicowana) charakterność i swoista aligancja. W tym wszystkim wyrośli, żyli i umierali, to był ich świat.
Trudno więc przypuszczać, by bez mrugnięcia okiem mogli tolerować podobne”nowinki”.
Najłagodniejszym wymiarem braku akceptacji, było to właśnie określenie – wsiur jako osoba, wsiurzyć w sposobie mówienia.

Jednym z ostatnich, wytrwałych przeciwników tego typu języka, był niezapomniany piewca klimatów starej warszawy – Stanisław Wielanek, dla swojaków Stasiek Wielanek. Nie tolerował wiejskich naleciałości, nie zgadzał się na zrównanie mieszkańców ukochanego miasta z wiejskim folklorem.

Pośród wielu przykładów słownictwa przyjezdnych, lub flancowanych, są zapomniane dziś zwroty:

  • weźta, zróbta, idźta, jedzta, mówta, róbta

To niestety weszło do powszechnego obiegu, lecz nie wszyscy je akceptowali i używali.
Lokalna gwara posiadała wiele odstępstw od języka powszechnie uważanego za literacki. Jednak w tamtych zamierzchłych czasach, pośród ferajny literatów było jak na lekarstwo.
Używało się języka uproszczonego, szybszego w bezpośrednim przekazie. Mało gramatycznego, ale kto wówczas zawracał sobie głowę takimi detalami.

W pierwszej osobie liczby mnogiej obcinało się końcówkę „-y”.
I co z tego wyrosło?

  •   idziem, jadziem, pójdziem, weźmiem, zrobim, wypijem, zarobim                                  
    Szeroki Dunaj 1915 - 1918 Fot. Zdzisław Marcinkowski
    Szeroki Dunaj 1915 – 1918 Fot. Zdzisław Marcinkowski

Jako humorystyczny przykład, w tłumaczeniu podobnych osobliwości, zapisał się dialog ucznia z nauczycielem:

– Heniu, nie mówi się poszłem, tylko poszedłem
– Niby tak panie psorze, ale poszłem będzie szybciej jak poszedłem. A ojciec zawsze mówi, że czas to pieniądz.

Na zakończenie kolejny, istotny element gwary mazowieckiej – zmiękczanie końcówek
Kilka przykładów:

  •  rękie, nogie, troszkie, miskie, chwileczkie, pożyczkie, żoneczkie, drakie

W jednej z przedwojennych książek, udająca arystokratkę kobieta zwraca się do ekspedienta w sklepie:

– Panie subiekt, proszę zamówić mnie dorożkie. Chyba nogie zwichnęłam, troszkie mnie boli i konieczność mieć podwózkie.

Gwarą nie mówiły salony. Nie rozbrzmiewała w przedwojennym Śródmieściu, na Mokotowie czy Żoliborzu. Słychać ją było po prawej stronie Warszawy, podobnie było na Woli i Ochocie.

Rynek Starego Miasta w 1890 r.  Fot. K. Brandel
Rynek Starego Miasta w 1890 r. Fot. K. Brandel

Warto też pamiętać, że gwara nie była językiem pisanym.
Pierwszym, który uwiecznił gwarę w felietonach i na kartach licznych książek, był nieodżałowany Stefan Wiechecki Wiech.