Strona główna KULTURA Letnie rozrywki warszawiaków

Letnie rozrywki warszawiaków

Przedwojenna plaża Poniatówka - zabawa na dechach Fot. NAC
Przedwojenna plaża Poniatówka - zabawa na dechach Fot. NAC

W upalne dni kolejki do nadwiślańskich kas ciągnęły się nawet kilkaset metrów, a jednak chętnych do stania nie brakowało. Na prestiżowej prywatnej warszawskiej plaży, należącej do braci Kozłowskich, podobnie jak na położonej obok Poniatówce, wypadało się po prostu pojawić. Nadwiślańskie bulwary stały się miejscem bardzo popularny, modnym i obleganym.

Wieczorową porą mieszkańcy Warszawy „szli w rejs” taneczny.
Przed wojną „na dechy” chodziło się co tydzień. Potańcówki na drewnianych parkietach odbywały się w parkach i na stołecznych plażach. Do tańca grały kapele, a bileter sprzedawał kupony na kolejne fokstroty i tanga. Tańczyli wszyscy, starzy i młodzi, bogaci i „na dorobku”. Na dechach nie było podziałów. Jeszcze w latach 50. w Lasku Bielańskim i na Saskiej Kępie organizowano takie potańcówki. Potem, w szarej rzeczywistości Polski Ludowej, tradycja zamarła.

Na zabawy pod gołym niebem zaczynało się chodzić w maju, jak tylko zrobiło się cieplej. Na Bielanach tańczyła zamożniejsza inteligencja, na Saskiej Kępie biedniejsi. Były karuzele, gry zręcznościowe, no i dechy, czyli układana podłoga do tańca. Parkiety instalowano koło bazarów, w parkach, nad Wisłą. Były na popularnej Wenecji przy ulicy Wolskiej, Targowej, Ząbkowskiej, na Saskiej Kępie, w miejscu Kina Praha.

Tańczono modne w okresie międzywojennym rumby, fokstroty, tanga, a do tego doszedł folklor uliczny, czyli polki, sztajerki i wiejskie tańce typu oberki.
Sztajerki tańczyło się dość szybko, przestępując z nóżki na nóżkę, z wypiętym zwieńczeniem „ostatniej krzyżowej, czyli tak zwnem dyferencjałem”. Zaś tango, zasadniczo sentymentalne, spokojnie, w skupieniu, ze wzrokiem utkwionym w damę serca.

No to jadziem na Bielany ... Fot. NAC
No to jadziem na Bielany … Fot. NAC

Na podmiejskich potańcówkach dość często bywało dynamicznie. Na okrzyk „Sztop kapela, śwagra biją”, tancerze grzecznie odstawiali na bok swoje partnerki i zaczynała się „polka apaszowska”. Regularna demolka czyli ogólne mordobicie. To też stanowiło swoistą atrakcję „wieczoru na dechach”.
Wszak dbałość o cielesne kondycje, to pierwsza hipoteka, bo ferajna rzecz święta i swe zasady musowo posiada. A po drace można było zanucić …

„Tańcowała Małgorzatka z Wickiem, wybiła mu cztery zęby cyckiem …”

Tekst – Janusz Dziano