Strona główna Blog Strona 39

Kwiaty dla Pań …

0
Kwiaty dla Pań …
Różyczka z ulicy Armatniej. Fot. Zbiory własne.

Nasze drogie Panie, barwny kwiecie szarej codzienności!
Życzymy Wam wszystkiego co kochane, milusińskie i z serca płynące.
W pas się nisko kłaniamy, serdeczności składamy.


   Redakcja Przeglądu Wolskiego

Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Ożenić katolika z angielką.

0
Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Ożenić katolika z angielką.
Jak pić, to pić do dnia. Fot. NAC

Najpopularniejszą w Warszawie rybką, był bez wątpienia śledzik.
Czy to na intencje świąteczne, czy z okazji męskich rozmów aż do rana, śledzik po warszawsku bezapelacyjnie wiódł prym.

Katolik – tak śledzia nazwali kiedyś nasi starozakonni współmieszkańcy Warszawy. Najlepsi w mieście handlarze dobrem wszelakiem, takiem siakiem i owakiem.
Głównym odbiorcą była ferajna w katolickie wiare wpisana, przełożenie więc dość oczywiste.

Jak był post, czy zakrapiana okoliczność, to śledzik być musiał, obowiązkowo.
A pod śledzika … No właśnie.

Od zamierzchłej starożytności, podstawową miarą prawdziwie męskiego spożycia było 100 gram wódzi czystej. Zamawiało się sete, seteczkie lub setuchne. Jednak wrażliwsi na aliganckie wymowe, używali słowa angielka.
Takim oto sposobem powstało fenomenalne, prawdziwie warszawskie, gastronomiczne zawołanie:
                                   Ożenić katolika z angielką

Pośród wielu nazw stosowanych w określaniu napojów zasadniczo wyskokowych, wyszczególnię zaledwie kilka najpopularniejszych.
Czasem mawiano dość oschle i mało przyjaźnie – wóda lub nafta.
Co mogło być zasadniczo zrozumiałe, gdy płynęło z ust pięknych pań, mierzących się z letką niedyspozycją osobistego małżonka, lub życiowego partnera.
Jednak zdrobnienie wódzia, miało już zabarwienie wyraźnie pieszczotliwe. Dające wyraz głębokiej więzi w relacjach pijącego ze spożywanym alkoholem.

W powszechnym obiegu było jeszcze słowo monopolka. Na trwałe uwiecznione w tytule skocznego tańca – Polka Monopolka.

Litrowa butelka wódki czystej, lata 1920 1939 Fot. NAC
Litrowa butelka wódki czystej, lata 1920 1939 Fot. NAC

Oto kilka okolicznościowych określeń, bliskich sercu konesera alkoholowych doznań:

dykta, gocha, akwawita, balsam, gaz, tata z mamą (czyli spirytus z uznaniową ilością wody), gołda, czyściocha, ćmaga

Bogactwo tradycji spowodowało, że powstawały ciekawe opisy delikwenta będącego po tak zwanym spożyciu:

zabalsamowany w trupa
zagazowany w dym
zaprawiony w trzy dupy (musiały być trzy, poniżej to plama na honorze  zaprawionego)
naperfumowany na fest
– zalany w pestkie
zaprawiony w deseczkie
zlakierowany w pechę
naflitowany jak pluskwa („Flit” to nazwa środka owadobójczego)
rymsnięty na cacy
zrobiony na perłowo
ululany jak niewinne niemowle

Razem wyszlim, razem wrócim ... Fot. NAC
Razem wyszlim, razem wrócim … Fot. NAC

Jeśli ktoś chciał zabłysnąć staropolszczyzną, na wódkę mawiał okowita lub gorzałka. Jednak były to słowa mało popularne, nie budzące zrozumienia pośród entuzjastów tradycyjnych produktów Monopolu Spirytusowego na Ząbkowskiej.

Wymienione wcześniej nazwy, odnosiły się do wyrobu posiadającego ugruntowaną markę, i od pokoleń akceptowany smak. Produktu budzącego niezmiennie wysokie uznanie, oraz pełną akceptację wytrawnych znawców przedmiotu.

Byli jednak amatorzy pijący bylejakość. Czyli to wszystko, co zawierało C2H5OH i dało się łyknąć.

A co, gdy produkt nie dogodził odbiorcy?

Z reguły więcej go nie konsumowano, bo w przeciwieństwie do klasycznej wódzi mógł … fatalnie zaszkodzić.

Litrowa butelka przedwojennego denaturatu. Fot. Domena Publiczna
Litrowa butelka przedwojennego denaturatu. Fot. Domena Publiczna

Permanentny brak funduszy! To była podstawowa przyczyna odejścia od tradycyjnych kanonów spożywania.
Produktami zastępczymi bywały:

  • denaturat, powszechnie znany jako jagodzianka na kościach lub dynks
  • bejca spirytusowa lub politura stolarska

W latach powojennych znano tanie zamienniki typu:

  • Woda Brzozowa
  • Woda kolońska po goleniu „Przemysławka”

Znalazłem nawet dość ciekawy opis nuty kompozycyjnej Przemysławki:

Przemysławka to kultowy kosmetyk produkowany w Polsce, w niezmiennej recepturze od 1919 roku. Charakteryzuje ją świeży, lekki zapach owoców cytrusowych z delikatnymi ziołowymi nutami utrwalonymi akordem balsamicznym.

Brzmi nieźle, jednak nie każdemu smakował taki gatunkowy kieliszek chleba
Podobne zamienniki uznawano za oznakę alkoholowego upadku.

Nawet powszechnie uznany poeta Julian Tuwim, w „Polskim słowniku pijackim”, propagował szczytne i patriotyczne hasło:

            – Niech gorzałka berbelucha zniknie, jakby w smole mucha

Bywało, że podobnie określano kiepskiej jakości samogon. Wyrób słabej marki, mętny i z podłym wskaźnikiem procentowym.
Gdy fest oblatany konsument chciał obrazić mało profesjonalnego uczestnika libacji, mawiał doń w tonie zasadniczo lekceważącym:

    – Goń sie frajerze berbeluchą karmiony

Samogon i denaturat - plakat informacyjny Fot. blog.czajkus.com
Samogon i denaturat – plakat informacyjny Fot. blog.czajkus.com

A teraz proszę Szanownych, sprawa najważniejsza, bo honorowa!

Przed wypiciem należało pozdrowić współbiesiadników, wznosząc wymyślny i serdeczny toast!

Warszawska pomysłowość to ścisła ekstraklasa, mucha nie siada.
Kilka przykładów zaproszenia do ceremoniału:

– chlaśniem bo zaśniem
– trącim kogutka w ogonek
– robota to głupota, picie to jest życie
– ciach babkie w piach
– zdrowie żon i kochanek, oby się nigdy nie spotkały
– no to chlup w ten głupi dziób
– na pohybel frajerom i kapusiom
– zalejem robaka, niech zdycha pokraka
– kto nie pije krótko żyje
– rybka lubi pływać (pod śledzika-katolika)
– pierdykniem bo odwykniem
– tylko głupie nie piją przy zupie (pod flaczki z pulpetamy)
– chluśniem bo uśniem
– człowiek nie wielbłąd, pić musi
– za piękne konie i szybkie kobiety
– za tych co na morzu
– Polak nie kaktus, pić musi
– tyrtum pyrtum w górę serca
– siup tate na mame
– no to siulim

Ostatnie zawołanie zaczerpnięto z języka starozakonnych współmieszkańców Warszawy. Jego brzmienie zostało dość bezpardonowo przeflancowane, bowiem w oryginale brzmiało  Chaim Szulim, będąc swoistym żydowskim pozdrowieniem.

Wymieniać można długo, nieustannie i wciąż. Bogactwo warszawskiej fantazji nie znało granic.
Na koniec naszego spaceru pośród słów i określeń monopolowych, ponownie zacytuję mistrza poezji ogólnie zastosowanej – Juliana Tuwima:

Różnica między wielbłądem a człowiekiem!
Wielbłąd może pracować nie pijąc przez cały tydzień, człowiek może przez tydzień pić … nie pracując.

Zbieramy jak trzeba, na kieliszek chleba ... Fot. Domena Publiczna
Zbieramy jak trzeba, na kieliszek chleba … Fot. Domena Publiczna



Wiosna przyjeżdża na Veturilo. Nowe rowery, stare ceny

0
Wiosna przyjeżdża na Veturilo. Nowe rowery, stare ceny
Od 1 marca rowery Veturilo na ulicach Warszawy. Fot. U.M

Zanim do Warszawy wrócą z ciepłych krajów ptaki – pojawiło się na mieście 3 tys. rowerów miejskich. 1 marca Veturilo powróciło w nowej odsłonie. Zupełnie nowe rowery – w tym 300 elektrycznych – aplikacja mobilna, elastyczne zasady wypożyczeń i zwrotów. Podstawowa zasada Veturilo się nie zmienia – pierwsze 20 minut jazdy jest darmowe.

W środę na konferencji prasowej przy tzw. placu Pięciu Rogów przedstawiciele ratusza, Zarządu Dróg Miejskich i firmy Nextbike, która jest operatorem systemu, prezentowali Veturilo 3.0.

– Jednym z filarów prezentowanej niedawno przez prezydenta Trzaskowskiego polityki transportowej jest koncepcja miasta 15-minutowego. Takiego, w którym wszystkie usługi, ważne życiowo sprawy będą w zasięgu 15 minut pieszo lub rowerem. Rower miejski świetnie wpisuje się w tę koncepcję – mówił Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy.

Nowe rowery

Wszystkie rowery są fabrycznie nowe. Poprzednie były w obiegu aż od 2016 roku. Średnio każdy pojazd był wypożyczany tysiące razy i pokonał dziesiątki tysięcy kilometrów. Stare jednoślady stanowią własność operatora i obecnie znajdują się w jego magazynie, gdzie sprawdzane są możliwości ich jak najlepszego recyclingu.

Nowe rowery z wyglądu mocno przypominają dotychczasowe, różnią się jednak wieloma istotnymi szczegółami. Są aż o 5 kg lżejsze, potrzeba więc mniej siły na wprawienie ich w ruch, a wrażenia z jazdy są przyjemniejsze.


– Trzeba samemu się przejechać, żeby poczuć tę różnicę. Te rowery same jeżdżą! – mówił Łukasz Puchalski, dyrektor ZDM i pełnomocnik prezydenta ds. komunikacji rowerowej.

W przedni bagażnik wbudowany jest panel słoneczny, który stanowi dodatkowe źródło zasilania dla modułu GPS. Taki odbiornik wbudowany jest w każdą ramę – stanowi podstawę określania pozycji (lokalizacji?) roweru przy wypożyczeniu i zwrocie, zwiększa też jego bezpieczeństwo.

Wiosenne Veturilo. Fot. U.M
Wiosenne Veturilo. Fot. U.M

Stare ceny

Taryfy pozostają bez zmian, w tym pierwsze 20 minut każdego wypożyczenia jest nadal za darmo. Pierwsza godzina jazdy to symboliczna złotówka, druga to 3 zł, trzecia 5 zł, a czwarta i następne to koszt 7 zł każda. Taryfa jest progresywna i premiuje krótkie podróże. Veturilo to bowiem przede wszystkim wartościowy element stołecznej komunikacji miejskiej, który pozwala dojechać np. do metra, czy tramwaju.

– W 2012 roku, kiedy zaczynaliśmy mało kto wierzył, że rower miejski przyjmie się w Warszawie. A przez te 10 lat mieliśmy 35 mln przejazdów, 1.2 mln zarejestrowanych użytkowników. Dziś ruszamy z Vetrilo 3.0 i jesteśmy coraz bliżej perfekcji – mówił prezes Nextbike Tomasz Wojtkiewicz.

W systemie dostępne są tradycyjnie rowery miejskie, tandemy (rowery dwuosobowe) oraz rowery ze wspomaganiem elektrycznym. Te ostatnie mają osobny cennik – również niezmieniony. Po upływie darmowych 20 minut, pierwsza godzina kosztuje 6 zł, a każda następna 14 zł.

Pojawiła się w „elektrykach” jedna zmiana bardzo oczekiwana przez użytkowników i użytkowniczki. E-rowery można wypożyczyć i zwrócić w dowolnej stacji, nie są już zgrupowane na stałe u podnóża i na górze skarpy warszawskiej. Jest to możliwe dzięki zastąpieniu ładowania w elektrozamkach wymiennymi bateriami wbudowanymi w ramę.

Pożegnanie z elektrozamkiem

Co się stało z elektrozamkiem? Przy przednim kole nie znajdziemy już adaptera odpowiadającego za wprowadzanie rowerów do elektrozamków znajdujących się na stacjach. To dlatego, że elektrozamków nie ma już wcale. Każdy rower ma indywidualne zapięcie wbudowane w tylne koło. Zwalnia się ono automatycznie po wypożyczeniu.

A jak zwrócić rower? Trzeba ręcznie przesunąć dźwignię zamka w dół. Nie trzeba w nic klikać, aplikacja jedynie potwierdzi nasz zwrot.

Gdzie zwrócić rower? Najlepiej w jednej z 300 stacji Veturilo. W każdej znajduje się 10 standardowych konstrukcji w kształcie „odwróconej litery U”. Są one ogólnodostępne – można do nich przypinać prywatne rowery i pozostawiać w ich rejonie hulajnogi elektryczne. Stojaki są oznaczone naklejkami, a przy każdej stacji stoi charakterystyczny słupek informacyjny.

A jak nie ma ich w okolicy stacji? Sieć uzupełniają dodatkowe „strefy zwrotu” wyznaczone w oparciu o istniejące już wcześniej miejskie rowerowe parkingi publiczne. To dodatkowe 6 tys. stojaków. Ta opcja niesie jednak za sobą dodatkowy koszt – zwrot roweru w takiej strefie kosztuje 15 zł. Ale jest też bonus: przyprowadzenie roweru ze strefy do dowolnej stacji Veturilo, to automatyczne zasilanie wirtualnego portfela kwotą 5 zł. Stojaki w „strefach zwrotu” również są oznaczone naklejkami (choć o nieco innej grafice), ale przy stacjach nie ma charakterystycznego słupka.

Veturilo 3.0. Fot. U.M.
Veturilo 3.0. Fot. U.M.

Veturilo w całej Warszawie

Od 1 marca Warszawa finansuje dokładnie 3030 rowerów, w tym 300 ze wspomaganiem elektrycznym i 30 tandemów. Znajdują się one w 300 stacjach rozdzielonych pomiędzy każdą z 18 dzielnic. System w obecnej formule działać będzie do 2028 r. i przez cały czas będzie się rozwijał.

Nowe stacje mogą finansować partnerzy prywatni (tzw. stacje sponsorskie), którymi zazwyczaj są zarządcy wieżowców lub parków biurowych oraz centra handlowe. Na start systemu dodatkowo będzie 5 stacji sponsorskich – 2 na Mokotowie oraz po 1 w Śródmieście, we Włochach i na Woli. Każda nowa stacja to również dodatkowe rowery – w tym przypadku łącznie 54.

Na wiosnę planowane są również pierwsze dodatkowe stacje ze środków publicznych, finansowane przez urzędy dzielnic. W kwietniu powinna ruszyć dodatkowa stacja w Rembertowie, a w maju kolejne na terenie Ursynowa. Inne dzielnice również są zainteresowane rozbudową sieci. Operator systemu, firma Nextbike, cały czas poszukuje też aktywnie kolejnych partnerów prywatnych do rozbudowy projektu.

Rowery pod nadzorem

Na każdym etapie przygotowań poszczególne elementy systemu były sprawdzane przez Zarząd Dróg Miejskich, który nadzoruje działanie Veturilo. Rowery, choć zupełnie nowe, były wyrywkowo testowane.

– Pod koniec lutego przeprowadziliśmy próbny rozruch. W nocy z 28 lutego na 1 marca urzędnicy sprawdzali w terenie, czy start systemu przebiega bez przeszkód. Jesteśmy w stałym kontakcie z operatorem i na bieżąco wymieniamy obserwacje. W pierwszych dniach będziemy ze szczególną uwagą podchodzić do wszystkich spostrzeżeń zgłaszanych przez warszawianki i warszawiaków – podkreślił Łukasz Puchalski.

Oprócz nowych rowerów całkowicie nowa jest też strona informatyczna projektu. Aplikacja mobilna Veturilo ma nowy design i przyjaźniejsze menu – łatwiej zapoznać się zasadami, uzyskać pomoc lub zgłosić usterkę.

Z kolei nowa, przejrzysta strona internetowa Veturilo ma wbudowanego chatbota. Warto się z nią zapoznać, ponieważ w poszczególnych sekcjach tematycznych szczegółowo opisane są wszystkie zmiany i nowości.

Urząd m.st. Warszawy

Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej – Andrzej Frycz Modrzewski

0
Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej – Andrzej Frycz Modrzewski
Sądy na Lesznie 28 marca 1939 r. Fot. Archiwum Państwowe, Referat Gabarytów

Kamienny orzeł, strzegący pęków rózg liktorskich u wejścia do Pałacu Sprawiedliwości, jest symbolem tego gmachu, symbolem nie mniej wymownym, jak słowa zacytowane przez nas w tytule, a wypisane kamiennymi literami na 80-cio metrowej długości frontonie.

Po czteroletniej pracy ukończono gigantyczną budowlę – dzieło pracy polskiego inżyniera i robotnika, wytwór wyłącznie krajowych surowców.
Wczoraj o godzinie 3 po południu nastąpiło uroczyste poświęcenie gmachu.
Pod trzema potężnymi podcieniami od ulicy Leszno, fala napływających gości wydawała się dziwnie nikła, bo wejścia te obliczone są na ruch 7 tysięcy ludzi dziennie.

  • ŚWIĘTO SĄDOWNICTWA
    W olbrzymim hallu głównym o stropie wspartym na kolumnach licowanych marmurem, zebrali się tłumnie przedstawiciele sądownictwa i palestry. Na podwyższeniu zasiedli wicepremier Kwiatkowski, min. sprawiedliwości Grabowski, wic-min. spraw wojskowych gen. Litwinowicz, I-szy prezes N.T.A – Helczyński, Prezes Sądu Najwyższego – Supiński, Sądu Apelacyjnego – Rudnicki, kierownik Sądu Grodzkiego wiceprezes Majewski. Zarząd Miejski reprezentowali wiceprezydenci Graba-Łęcki i Poholski.
    Otwarcie gmachu Sądów Grodzkich przy ulicy Leszno w Warszawie 3.06.1939 r.  Fot. NAC
    Otwarcie gmachu Sądów Grodzkich przy ulicy Leszno w Warszawie 3.06.1939 r. Fot. NAC

Zebranych powitał przewodniczący komitetu budowy gmachu prezes Sądu Okręgowego Kamieński, w dłuższym przemówieniu obrazując dzieje sądownictwa polskiego, które po 20-tu latach pracy w prawdziwie tragicznych warunkach gospodarczych i lokalowych zdołało wznieść wspaniały Pałac Sprawiedliwości, jeden z największych w Europie.

Zabrał następnie głos p. minister Grabowski.

– Uroczystość dzisiejsza ma charakter krzepiący i radosny, został wzniesiony piękny i dostojny gmach, wybudowany dla sądów grodzkich, do których obywatel dociera najszerszą masą, których wyroki znajdują najszerszy oddźwięk w społeczeństwie.
Największym znaczeniem dzisiejszej uroczystości jest to, żeśmy zapełnili lukę, zamknęliśmy 20-to letnią martyrologię sądownictwa polskiego.
Dziś po raz pierwszy da się powiedzieć, mamy w Polsce Pałac Sprawiedliwości.

Swe przemówienie pan minister zakończył wezwaniem:

– Niechże ta instytucja dokona swego wielkiego dzieła z największym pożytkiem dla dobra Rzeczypospolitej Polskiej.

  • GODZINNA WĘDRÓWKA
    Poświęcenia gmachu dokonał ks. Prałat Bączkiewicz, po czym zebrani oprowadzani przez twórcę projektu arch. Prof. B. Pniewskiego, udali się na zwiedzania gmachu. Wspaniałe urządzenia wnętrza wzbudzały powszechny entuzjazm. Żywszy jeszcze przez wspomnienie okropnych warunków, w jakich pracowały dotąd sądy grodzkie, gnieżdżące się w ciasnych, wynajętych mieszkaniach.
    Tylko jeden człowiek wspominał z rozrzewnieniem o dawnych czasach. Był nim „zakamieniały recydywista”, codzienny bywalec sądów grodzkich – Stefan Wiechecki Wiech, który przez mikrofon zainstalowany w hollu wygłosił tradycyjną „pochwałę zmarłego”.
    Około godziny trwała wędrówka gości po gmachu.
    Wejście główne do gmachu sądu w dniu otwarcia 3 czerwca 1939 r. Fot. NAC
    Wejście główne do gmachu sądu w dniu otwarcia 3 czerwca 1939 r. Fot. NAC

GIGANT
Nic dziwnego. Jest to jedna z największych budowli w Polsce. Kubatura wynosi 187 tyś. m. sześć. Korytarze oplatają gmach wężem długości równej odległości pl. Unii Lubelskiej od Żoliborza.
Oto kilka liczb, dających pojęcie o rozmiarach Pałacu Sprawiedliwości:

700 pokoi, w tym 41 sal rozpraw
10.500 m kw. powierzchni placu

Do budowy użyto :

2,5 miln. kg żelaza i stali
6 miln. kg cementu
20 tys. m sześc. betonu
3 miln. godzin – 375 dni roboczych

Koszt budowy wynosi 11 miln. 500 tys. zł.

W porównaniu z wielkością dzieła, z oszczędnościami osiągniętymi na opłatach za lokale, na administracji sądów, na czasie personelu, adwokatów i klientów sądów, wydatek ten sowicie się opłaca.

Artykuł z 1 lipca 1939 r.  Dobry Wieczór – Kurier Czerwony

 

 

Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Menelik

0
Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Menelik
Władca Abisynii Menelik II Fot. Domena publiczna

Słowo, które z nieoczywistych względów zrobiło szybką i błyskotliwą karierę.
To nie jest pieszczotliwe zdrobnienie słowa menel, to poważne i dystyngowane imię władcy dawnej Abisynii – Menelika II.

Rodowe nazwisko jegomościa brzmiało dość pospolicie – Sahle Marjam.
Żył i rządził na przełomie XIX i XX wieku. W 1913 r. odszedł do Krainy Wiecznej Szczęśliwości, czyli po warszawsku rzecz ujmując:

  • Odwalił formalne kite, oddając się w charakterze legularnego nieboszczyka pod fachowe obsługie karawaniarza.

Zanim jednak opuścił ten ziemski padół, jego waleczne czyny stały się głośne w całym świecie.

Królestwo Abisynii (dzisiejsza Etiopia), nigdy w swojej długiej historii nie zostało skolonizowane. Wprawdzie Italiańce mieli duże chrapkie na ich terytoria, doszło nawet do krwawej wojny, jednak w najważniejszej z bitew (pod Adua), dostali fest wycisk i z kichawą obitą na befsztyk, machneli parafkie pod niechlubnym dla nich traktatem pokojowym. 

Menelik II w królewskim majestacie.   Fot. Domena publiczna.
Menelik II w królewskim majestacie. Fot. Domena publiczna.

Wścibska prasa brukowa miała rzecz jasna używanie. Zamieszczała dość liczne i sensacyjne artykuły, skrzętnie opatrzone egzotyczną facjatą Menelika II. W Afryce jego fizjonomia nie budziła większego zdziwienia, zaś lokalni dziennikarze i czytelnicy mieli spore używanie.

Dla nasz, Rodaków znad Wisły, wyglądał dość niecodziennie, by nie powiedzieć humorystycznie. Wymyślny strój, połączony z osobliwym wyrazem twarzy.

  • Niczym rodzony szwagier, po ostrej libacji na okoliczność urodzin ciotki Skubiszewskiej.

Do Europy dotarł przekaz o wyjątkowej przypadłości króla!

Jegomość głęboko wierzący w sprawczą moc Pisma Świętego – wiara na mur, beton. Głęboko przekonany o cudownej sile opatrzności, co skłoniło go do czynów wysoce niezrozumiałych.

Otóż w chwilach podłego nastroju lub zdezelowanego samopoczucia, pożerał kartki wydarte ze świętej księgi. Robił to rzecz jasna w głębokiej nadziei na wsparcie stwórcy. Czemu nie? Wiara czyni cuda.
Tym to sposobem do śmierci opędzlował z kretesem całą Księgę Królewską. I to bez popitki, taki był charakterny.

Negus Negestii    Fot. Domena publiczna.
Negus Negestii Fot. Domena publiczna.

Podsumowując barwną opowieść:                                                                      Osobliwy wygląd, w połączeniu z niecodziennym strojem, tak mocno zafascynowały warszawską ulicę, że ludzi cudacznie ubranych, z wyrazem twarzy jak po wielkiej bibie, zaczęto określać słowem – menelik.

Stefan Wiechecki, w jednym ze swoich przedwojennych felietonów, opisuje dialog zasłyszany na sali sądu grodzkiego:

– Co sprowokowało oskarżonego do tak agresywnej reakcji?
– Powiedział na mnie menelik…
– Przecież w tym nie ma nic obraźliwego. Menelik to imię jednego z królów Abisynii  replikował sędzia.
– Panie sędzio szanowny, możliwość, że w Abisynii to oznacza króla, ale u nasz na Szmulowiźnie to całkiem co innego.

Określenie menel zafunkcjonowało nieco później.                                                  Powstało jako wyraz braku pobłażliwości w przymykaniu oka na alkoholowe upodobania licznej rzeszy mieszkańców miasta. Pozbawiono je zdrobniałej i pieszczotliwej formy:

Bo z menelikiem można sie cackać, z menelem już nie koniecznie.

Lecz to nie jedyna zasługa egzotycznego króla.

W swoim Afrykańskim kraju określany był przydomkiem Negus Negesti, co po ichniemu znaczy Król Królów.
Waleczny i zadziorny, wrogom spuszczał tęgie knoty, łobuzerska natura. Zupełnie jak warszawski syn ulicy.

Skąd my to znamy? Ano bywały okoliczności, na Woli, Szmulkach, Czerniakowie.
Czy Szanowni już wiedzą do czego zmierzam?
W rzeczy samej!

Menelik II przyczynił się do wejścia w obieg kolejnego słowa, doskonale znanego w brzmieniu … Nygus.
Znakiem tego, osobnik zasłużony dla gwary warszawskiej, barwnego języka ulicy.
Dwa słowa od jednej postaci? Nie zdarzało się to zbyt często!

Z warszaskiem szaconkiem dla Nygusa Menelika

Na koniec jeszcze jedno zapożyczenie, choć z innej beczki.
Dawni warszawiacy wyzywali się dość często od gambetów. I owszem, pamiętamy, używało się zwrotu – ty gambeto.
To ciekawe określenie ma jednak swe historyczne odniesienie.
Léon Gambetta (ur. 2 kwietnia 1838 w Cahors, zm. 31 grudnia 1882 w Sèvres)- był francuskim mężem stanu w czasach II Cesarstwa, twórcą III Republiki Francuskiej.

Leon Gambetta     Fot. Wikipedia
Leon Gambetta Fot. Wikipedia

Dziś trudno ustalić co konkretnie sprawiło słowne zapożyczenie, możemy tylko przypuszczać.                                                                                                              Na mistrza prędkości raczej nie wyglądał.
Tak czy siak, warszawski gambeta to określanie:

  • ciamajdy, gamonia, lebiegi, ślamazary, safanduły, ofiary losu 


Cerkiew na Woli z nową elewacją

0
Cerkiew na Woli z nową elewacją
Cerkiew św. Jana Klimaka - widok od frontu. Fot. U.M Warszawy

Zakończył się remont elewacji cerkwi św. Jana Klimaka przy ul. Wolskiej 138/140. Prace remontowe w całym budynku trwały pięć lat. To jedna z trzech zachowanych zabytkowych świątyń prawosławnych w Warszawie.

Wolską cerkiew wzniesiono w latach 1903-1905 na terenie cmentarza, który po upadku powstania listopadowego usytuowano na dawnych umocnieniach fortecznych tzw. reduty wolskiej.

Remont pięcioletni

Remont świątyni rozpoczęto w 2018 roku od wykonania izolacji przeciwwilgociowych fundamentów. Rok później przystąpiono do prac ratunkowych na wieży. Były one bardzo pilne, gdyż badania wykazały osłabienie konstrukcji. Jednocześnie wykonano remont drewnianej więźby kopuły i jej poszycia. Pozłocono także górujący nad świątynią krzyż.

W kolejnych latach można było przystąpić do prac na zewnątrz. Elewacje budowli tworzy okładzina z jasnych płytek ceramicznych, uzupełniona tynkowanymi gzymsami i dekoracyjnymi sztukateriami o motywach roślinnych. Elementy te były mocno przybrudzone i uszkodzone. W trakcie remontu nie tylko dokonano niezbędnych napraw, ale też przywrócono oryginalną piaskowo-żółtą barwę dekoracji.

Cerkiew św. Jana Klimaka - widok od frontu. Fot. U.M Warszawy
Cerkiew św. Jana Klimaka – widok od frontu. Fot. U.M Warszawy

Ze względu na skomplikowaną bryłę budynku i ograniczone środki finansowe, parafia prowadziła remont etapami przez pięć lat. Ekipy remontowo-konserwatorskie prace wykonały rzetelnie, a ich efekt jest bardzo dobry.

Remont zakończono w 2022 r. odnowieniem cokołu wraz z krużgankiem wejściowym. Na ten etap parafia otrzymała od miasta wparcie finansowe w wysokości 166 tys. zł.

1,3 mln zł od miasta

Wszystkie prace przy cerkwi były wspierane dotacjami z różnych źródeł, w tym m.st. Warszawy. Od 2018 r. koszt dofinansowania miasta wyniósł prawie 1,3 mln zł. Nadal trwają prace przy nagrobkach na otaczającym świątynię cmentarzu. Ich konserwację również finansowo wspiera miasto.

Malowidła ścienne Nowosielskiego

W dolnej cerkwi znajdują się dekoracje malarskie wykonane przez Jerzego Nowosielskiego w 1954 r. i 1979 r. Ich konserwacja zaplanowana jest na 2023 rok.

Informacja: Urząd m. st. Warszawy

Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Lampucera

0
Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Lampucera
Latarnia uliczna. Fot. Gazeta Wrocławska

Dziś przypomnimy sobie słowo z kategorii „warszawskie germanizmy”.
Proponuję typowy w gwarze przykład dostosowania zwrotów obcojęzycznych, do naturalnych potrzeb i wymogów potomków Warsa i Sawy.

W oryginale słowo lampenputzer odnosiło się do archaicznego zawodu – czyściciela lamp. Osoby zajmującej się przycinaniem knotów, czyszczeniem, konserwacją i ogólną dbałością o stan techniczny źródeł ulicznego oświetlenia. Dawnych lamp olejowych.

Latarnik przy pracy. Fot. wiatrak.nl
Latarnik przy pracy. Fot. wiatrak.nl

Rodak Warszawski zaangażował zwrot w dwóch, jakże interesujących kategoriach.
Oba zastosowania dotyczyły kobiet, barwnego kwiatu męskiego życia.

A teraz uwaga, będzie klimatycznie, a nawet nastrojowo!

W ściśle określonych rejonach miasta, wieczorową porą, przy blaskach ulicznych latarenek, snuły się panie o dość ulotnej reputacji. Wnosząc w bogatej ofercie miłosnych doznań, niepodważalne atuty swej cielesnej architektury.

Uwaga! Słowo „architektura” jest tu bardzo istotne.

Kobieta, jako chodząca wrażliwość na męskie aligancje i salonowe obycie, dość przychylnie reagowała na stwierdzenie:

– Aż mnię w dołku ściska panno Lodziu, filując na tak anielskie posture. Architekt był mistrzunio, konstrukcja w deseczkie, prima sort.

Użycie pospolitych określeń, rujnujących misternie tkaną kobiecą wrażliwość?
Nie tędy droga szanowni panowie!
Bo wejść na mamusię, to fatalne rozwiązanie. 

Najważniejsze elementy w ofercie handlowej, miały swe dość interesujące odniesienia.
Krągłości bioder, z fantazyjnymi przyległościami, określano artystycznie mianem postumentu. Zaś kobiece piersi, tak skutecznie pobudzające męską chuć, wpisano w działające na wyobraźnię słowo balkony.

Nierząd był częstym efektem skrajnej biedy. Fot. Domena publiczna
Nierząd był częstym efektem skrajnej biedy. Fot. Domena publiczna

Skąd tu powiązanie z czyścicielem lamp? – zapytacie

Otóż Szanowna Frekwencjo! Gieneralnie jest tak! 

Te profesjonalne przewodniczki zagubionych dusz, wytrawne znawczynie męskich fantazji, mistrzynie w zrozumieniu istoty życiowych problemów w związkach formalnych, po mistrzowsku, z wyszukanym artyzmem zapraszały na miłosną przygodę … pucując latarnie.

Niczym primabaleriny w światowej sławy balecie, zmysłowym balansem ciała, fantazyjnym kołysaniem biodrami, ocieraniem się przyległościami o kuszącą bladą poświatą latarnię. Eksponując w jej świetle to wszystko, co każda z nich miała w indywidualnej ofercie.

Lampucera, niby proste, wręcz pospolite słowo. A ile tu różnorodności i głębi poetyckich odniesień. 

Prostytutki podczas przypalania papierosa pod latarnią 1934 r. Fot. NAC
Prostytutki podczas przypalania papierosa pod latarnią 1934 r. Fot. NAC

Z upływem lat warszawiacy mieli chyba dość obcego brzmienia, mało subtelnego i staroświeckiego.
Ponieważ potrzeba jest matką wszelkich wynalazków, w życie weszły nowe określenia na panie w najstarszym zawodzie świata.

  • Przykład pierwszy – ćma  

Powiązanie na tyle oczywiste, że nie wymaga szerszego opisu. Wiadomo w czym rzecz. Światło przyciągało uparcie fruwające motyle nocy. Sprawa czysta oczywista.

  • Kolejna ciekawostka ze słownika określeń mocno dosadnych to – tufta

Już nie tak poetyckie, dość oschłe, określające atrakcyjną kobietę lekkiej obyczajności, profesjonalistkę w branży usług wiadomych. Określenie popularne w Warszawie. Inne rejony kraju, równie twórcze, używały własnych odpowiedników. Forma zdecydowanie delikatniejsza od powszechnych wulgaryzmów, takich jak choćby – dziwka.

Dwie prostytutki na ul. Marszałkowskiej 1925 r. Fot. NAC
Dwie prostytutki na ul. Marszałkowskiej 1925 r. Fot. NAC

Jednak po wielu latach nastąpił spektakularny powrót lampucery, zasadniczo różniący się w moralnym przekazie.

Nikt już nie łączył go z latarniami, czy wyszukaną choreografią. Było minęło.

Ponieważ na twarz, pośród wielu innych określeń, mawiano lampa, słowne zastosowanie poszło w tym właśnie kierunku – przesadnie dbająca o lampę
Określenie zastosowano jako definicję kobiety nie pierwszej młodości. Osoby uparcie szukającej odniesienia do czasów bezpowrotnie minionych, tkwiącej w silnym przekonaniu o skuteczności kosmetycznego oszustwa.

I kto wie, może to właśnie kobiety stały za tak nowatorską zmianą?
Odrobina złośliwości, okazja na przypięcie łatki … Czemu nie?

– A niech nie myśli sobie lampucera jedna w koafiure szarpana!

Szminki, pudry i inne wymyślne narzędzia korekty rzeczywistości, znane są od zarania dziejów. Ogromna dbałość o zwrócenie uwagi na reprezentacyjną witrynę salonu wdzięków, cechuje kobiety w każdym wieku.

Generalnie rzecz ujmując, kolejnym wcieleniem lampucery jest:

 Kobita w wieku antycznem, przesadnie odpicowana, bez najmniejszego pokrycia z ogólnem stanem życiowego przebiegu oraz doczesnej prezentacji.

Czyli … Tworzenie optycznego złudzenia na potrzeby wyższych racji.

Określenie to, w ustach kobiet, dość często rozwijało emocjonalny przekaz. A szczytem zgryźliwości stało się stwierdzenie typu:

– Ty stara lampucero! Z facjatą sponiewieraną jak farba na obrazach mistrza Jana.

To był już cios ostateczny, czyli ostatnie słowo do draki!

Na koniec, humorem uszyte określenie kobiety w wieku z letka zaawansowanem.

Po wojnie na warszawskie ulice wyjechały trolejbusy, zwane przez warszawiaków pieszczotliwie trajlusiami. Początkowo oznaczone literowo – A B C.
Od 1949 r. wprowadzono oznaczenia cyfrowe, rosnące jak przebieg żywota, od numeru 51 do 56.

Za sprawą pisarza i felietonisty Stefana Wiecheckiego, ku ogólnej radości czytelników, popłynęło w miasto poetyckie określenie:

  • Kobita w wieku trolejbusowem

Zwrot ogólnie zrozumiały, łagodny, nie budzący zbędnej agresji i … łatwiejszy do przełknięcia.

Trajluś na tle CeDeTu w budowie.    Fot. fotopolska.eu
Trajluś na tle CeDeTu w budowie. Fot. fotopolska.eu

 

Zmiany w ruchu przy Płockiej

0
Zmiany w ruchu przy Płockiej
Ulica Kasprzaka - objazd zamkniętego odcinka.

Trwają prace przy budowie trasy tramwajowej na ul. Kasprzaka. W sobotę, 18 lutego, wykonawca zajmie środek skrzyżowania z ulicą Płocką. Kierowcy i rowerzyści muszą liczyć się z utrudnieniami. Autobusy linii 103 oraz nocne N45 i N95 zmienią swoje trasy.

Wykonawca tramwaju na Kasprzaka – firma Strabag Polska – betonuje wiadukt i kładkę dla pieszych na ul. Wolskiej. W większości gotowe są mury rampy zjazdowej toru tramwajowego. W kolejnym etapie wykonawca skupi się na skrzyżowaniu ulic Kasprzaka i Płockiej. W tym miejscu przebudowany zostanie układ chodników i dróg dla rowerów.

Zamknięty środek skrzyżowania

Prace przy Płockiej zostały podzielone na kilka etapów. W pierwszym, którego rozpoczęcie zaplanowane jest na sobotę, 18 lutego, ok. godz. 16:00, wygrodzony zostanie środek skrzyżowania. Wyjazd z ulic Płockiej i Krzyżanowskiego będzie możliwy wyłącznie w prawo. Nie będzie można pojechać prosto i w lewo. Także jadący ul. Kasprzaka nie będą mogli skręcić w lewo – w ul. Płocką lub Krzyżanowskiego. Na obu jezdniach ulicy Kasprzaka, pomiędzy Skierniewicką a Płocką, kierowcy będą mieli do dyspozycji po dwa pasy ruchu – z jednego z nich będą mogli skręcić w prawo. Dodatkowo w godzinach 22:00-6:00 jezdnia w kierunku centrum będzie zwężana do jednego pasa.

Objazd dla rowerzystów

Zamknięta będzie droga dla rowerów po południowej stronie ulicy Kasprzaka, na odcinku od ul. Bema do Brylowskiej. Rowerzyści będą na skrzyżowaniu z ul. Bema kierowani do ciągu pieszo-rowerowego, którzy zostanie urządzony po północnej stronie ulicy. Za skrzyżowaniem z ul. Płocką będą mogli już korzystać z drogi dla rowerów, a przed skrzyżowaniem z ul. Skierniewicką wrócą na południową stronę ulicy. Piesi nie powinni odczuć większych utrudnień. Będą mogli korzystać zarówno z chodnika po południowej, jaki i ciągu pieszo-rowerowego po północnej stronie ulicy Kasprzaka.

Autobusy pojadą inaczej

Autobusy Warszawskiego Transportu Publicznego nie będą mogły przejechać ulicą Płocką w kierunku południowym – zostaną skierowane na trasy objazdowe. Autobusy linii 103 w kierunku pętli Kolejowa będą jeździły objazdem ulicami: Bema – Prądzyńskiego – Tunelowa. W stronę pętli Metro Młociny pojadą ulicami Krzyżanowskiego, Kasprzaka i zawrócą na skrzyżowaniu ulic Kasprzaka, Karolkowej oraz Prostej. Autobusy linii nocnych N45 i N95, tylko w kierunku Dw. Centralnego, będą kursowały ulicami: Płocka – Wolska – Skierniewicka – Siedmiogrodzka – Grzybowska – Towarowa – Prosta. Zawieszone zostaną przystanki Krzyżanowskiego 01, Brylowska 01.

Kolejne etapy

Taka organizacja ruchu będzie obowiązywała niemal do końca marca. Następnie rowerzyści wrócą na południową stronę ulicy (przy skrzyżowaniu z ul. Krzyżanowskiego będą korzystali jeszcze ze wspólnego ciągu z pieszymi). Kierowcy jadący ul. Kasprzaka zyskają natomiast dodatkowy – trzeci – pas ruchu, zarezerwowany do skrętu w prawo w ulice Płocką i Krzyżanowskiego. Nadal jednak zajęty będzie środek skrzyżowania, a wyjazd z ulic Płockiej i Krzyżanowskiego możliwy będzie tylko w prawo.

W kolejnym etapie, planowanym na połowę kwietnia, wykonawca ułoży na skrzyżowaniu nową nawierzchnię jezdni.

Szczegółowe informacje o zmianach w organizacji ruchu spowodowanych remontami i inwestycjami można znaleźć na stronach:

  • infoulice.um.warszawa.pl
  • facebook.com/infoulice

Komunikaty dotyczące tras pojazdów Warszawskiego Transportu Publicznego dostępne są na stronie: wtp.waw.pl.

Dodatkowo na stronie Miejskiego Centrum Kontaktu Warszawa 19115 można zamówić bezpłatną usługę powiadamiania SMS o utrudnieniach w ruchu w stolicy.

Urząd m.st. Warszawy

Budowa metra na Bemowo – pierwsze zmiany w ruchu

0
Budowa metra na Bemowo – pierwsze zmiany w ruchu
Metro Chrzanów ul. Rayskiego - objazd zamkniętego odcinka

Wykonawca ostatniego, zachodniego odcinka II linii metra prowadzi już w terenie prace przygotowawcze. Od nocy z piątku na sobotę, z 17 na 18 lutego, mieszkańców czekają pierwsze utrudnienia w ruchu na ulicy Rayskiego. Zmieni się trasa linii autobusowej 249. Prace rozpoczną się także w rejonie ulic Połczyńskiej, Dostawczej i Łęg


Wykonawca – firma Gülermak – wygrodził już place budowy i na terenach przyszłych stacji Karolin, Chrzanów i Lazurowa oraz na Stacji Techniczno-Postojowej Karolin prowadzone są prace przygotowawcze. Trwa zabezpieczanie drzew w pobliżu budowanych stacji.

Zmiany na Rayskiego

W związku z przygotowaniem zaplecza budowy od piątku, 17 lutego, od godz. 23:00 wprowadzane będą pierwsze zmiany w organizacji ruchu. Budowniczowie rozpoczną wykonywanie przyłączy i zajmą całą szerokości jezdni na wysokości bloku przy ul. Rayskiego 7. W związku z tym ulica straci swoją przejezdność – będzie się składać z dwóch niezależnych odcinków. Dojazd do niej będzie możliwy od ulicy Szeligowskiej lub Batalionów Chłopskich, nie będzie również przejazdu pomiędzy tymi ulicami.

Aby dostać się z ul. Szeligowskiej na Batalionów Chłopskich lub odwrotnie trzeba będzie skorzystać z objazdu ul. Lazurową.

Od poniedziałku, 20 lutego, rozpoczną się prace na chodnikach i dojściach do budynku i lokali usługowych pod adresami Rayskiego 7, 9 i 11. Roboty zostaną podzielone na etapy w taki sposób, żeby zapewnić swobodny dostęp do nieruchomości. Na początku przyszłego tygodnia rozpocznie się także budowa tymczasowego dojazdu do parkingu podziemnego pod budynkiem nr 11.

Prace potrwają do końca kwietnia. Następnie planowane jest zamknięcie ulicy Rayskiego od numeru 7 do ul. Szeligowskiej.

Metro Karolin - prace na ul. Rayskiego
Metro Karolin – prace na ul. Rayskiego

Zmiany w komunikacji

W związku z rozpoczęciem budowy stacji Chrzanów i zamknięciem przejazdu ulicą Rayskiego, od soboty, 18 lutego, zmieni się trasa autobusów linii 249. Z ulicy Człuchowskiej przez Lazurową dojadą one do ul. Batalionów Chłopskich i Coopera.

Zawieszony zostanie przystanek Chrzanów 04. W jego miejsce uruchomiony zostanie przystanek tymczasowy Batalionów Chłopskich 53 – na ul. Batalionów Chłopskich za skrzyżowaniem z Lazurową.

Utrudnienia na ul. Łęgi

Na ulicy Łęgi w poniedziałek, 13 lutego, rozpoczęła się budowa wodociągu do Stacji Techniczno-Postojowej i podziemnego przystanku Karolin. Na początku roboty prowadzone będą na drodze dla rowerów, chodniku i trawniku na wysokości ul. Dostawczej. Piesi będą kierowani do przejścia drugą stroną ulicy. Na samej ulicy Łęgi prace prowadzone będą odcinkami o długości 30-100 metrów. Jezdnia będzie miejscowo zwężana, ale ruch zostanie na niej utrzymany cały czas.

Ulica Połczyńska

Także w poniedziałek, 13 lutego, wystartowały prace przy budowie przyłącza kanalizacji przyszłej STP Karolin. Roboty prowadzone są na trawniku ul. Połczyńskiej na skrzyżowaniu z Dostawczą. Pierwsze zmiany w organizacji ruchu w tym rejonie zaplanowane są na przełom lutego i marca.

Szczegółowe informacje o zmianach w organizacji ruchu spowodowanych remontami i inwestycjami można znaleźć na stronach: infoulice.um.warszawa.pl oraz facebook.com/infoulice. Komunikaty dotyczące tras pojazdów Warszawskiego Transportu Publicznego dostępne są na stronie: wtp.waw.pl.

Dodatkowo na stronie Miejskiego Centrum Kontaktu Warszawa 19115 można zamówić bezpłatną usługę powiadamiania SMS o utrudnieniach w ruchu w stolicy.

Urząd m.st. Warszawy

Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Cwajnos

0
Ze słownika Warszawskiego Rodaka – Cwajnos
Wściekły Buldog Fot. Creazilla

Dziś zapraszam na spotkanie z kolejną ciekawostką w bukiecie słownym warszawskiej ulicy. Cwajnos – pies o rozdwojonym nosie.

W dawnych opracowaniach językowych wyraz określany jako hybryda, czyli zrost słowny wyrazów:

  • zwei – zaczerpnięty z języka niemieckiego, 
  • nos – słowo w powszechnym użyciu, znane również jako gwarowe: kichawa, klipa, kulfon, oberlanca, kinol.

Określenie stosowano w kilku wariantach!

Cwajnos – słowo klucz, używane w potocznym nazewnictwie psa systemu Buldog. W wizualnym zderzeniu z fest ordynarnie spłaszczoną kichawą zwierzęcia, dobitnie określało walory zdecydowanie estetyczne, zamykało w sobie pozostałe elementy dość osobliwej fizjonomii.

W dawnej warszawie rasa szalenie popularna. Choć stosunkowo droga to wytrwale poszukiwana, wręcz prestiżowa. Używany był głównie jako ostry pies obronny, trzymający skuteczny dozór w bramach i na podwórzach, będący swoistą podporą dla stróżów warszawskich kamienic. 
Po odpowiednim przeszkoleniu bywał często nadzorcą złodziejskich melin, kryjówek, zakamuflowanych miejsc przestępczych interesów. Cwajnosa z powodzeniem wykorzystywano jako wsparcie służb wartowniczych w kantorach i bankach. Nieodłączny pomocnik nocnych stróżów, ostateczny argument w rękach osób zajmujących się zawodowo windykacją długów, weksli, wszelkiego typu zobowiązań.

Charakterystycznie rozbita fizjonomia wzbudzała ogromny respekt. Wręcz z automatu narzucała odpowiedni dystans do posiadacza tak ostrego, budzącego trwogę i złą sławę czworonoga.

W felietonie Stefana Wiecheckiego, zatytułowanym Dumny Wacuś, znalazł się typowy dla Wiecha opis sceny z największego targowiska ówczesnej Warszawy – Kercelaka.

Zapraszam do fragmentu felietonu:

Pan Stanisław Rosa, dozorca domu z ulicy Młynarskiej, dla podniesienia powagi swego urzędu, postanowił kupić sobie psa systemu buldog.
Udał się w tym celu do jakże uznanej i powszechnie cenionej centrali handlu psami „Pod parkanem”, na Placu Kercelego.
Jeden z najpoważniejszych przedstawicieli tej branży, fachura pierwszej wody, pan Konstanty Walczak, posiadał akuratnie na składzie odpowiedni egzemplarz. Był to duży, żółty buldog z przekrwionymi oczami i wyszczerzonymi kłami , noszący dumne imię Wacuś.
– Co pan chcesz za tego szczeniaka? – zagadnął kupujący.
– Niby za którego? Licz pan się ze słowamy, to nie żaden szczeniak, ale rasowy cwajnos, ojciec dzieciom … – odrzekł właściciel firmy.
– Ojciec dzieciom to może i jest, to każden jeden kondel potrafi, jak dozoru i opieki nie ma, ale czy rasowy leguralny cwajnos, to przypuszczam, że wątpię. Buldok powinien być zły, takie jego zwierzęce prawo. A ten leży, jakby chciał zdychać, łagodniak to jakiś być musi.
– Wisz pan, cholera mnie bierze na takie gadanie, znieważasz pan psa, nie znając go osobiście. Zaraz zobaczysz łachmyto smętna , czy on zły, czy łagodniak!
To mówiąc, obrażony hodowca spuścił psa z łańcucha i krzyknął:
– Wacuś, bierz go!
– Cwajnos zerwał się jak szalony i rzucił się na tego, który go obraził.

Z racji cech wspólnych, cwajnosem nazywano także przedstawicieli walk na pięści, boksu wyczynowego, czyli:

… fest mordobicia w majestacie prawa i przy pełnej aprobacie sędziego.

Ilość stoczonych pojedynków dość wymownie określał szpetnie rozpłaszczony, wielokrotnie deformowany i łamany nos.

Świat przestępczy chętnie korzystał z usług byłych bokserów wagi ciężkiej. Podobnie jak u psa, wygląd pokiereszowanej facjaty boksera, wzbudzał ogromny respekt i narzucał stosowny dystans. Skutecznie zniechęcał do bliższego kontaktu z jej posiadaczem, wymuszał uległą postawę.

Bywało, że znajdował zastosowanie przy określaniu osobników z wrodzoną, naturalną  bruzdą wzdłuż nosa. Tak powstał cwajnosrozdwojony, lub podwójny nos.