
Chopin na warszawskiej Woli – zapomniana historia powstańczych losów serca genialnego kompozytora.
Rodem warszawianin, sercem Polak, talentem świata obywatel.
Tak w pośmiertnym nekrologu, poświęconym Fryderykowi Chopinowi, napisał Cyprian Kamil Norwid.
Jest takie miejsce na warszawskiej Woli, którego historię okrywa kurtyna zapomnienia. Mowa o terenie mieszczącym się w głębi posesji przy ulicy Wolskiej 84. To właśnie tu rozegrały się wydarzenia, które opisujemy, a które trzeba nagłośnić. Naszą powinnością jest wydobyć je z niepamięci, i na trwałe wpisać w historię dzielnicy.

Poniżej tekst opracowania, które stworzył w 2019 roku Michał Pałgan, współprowadzący profil tematyczny „Jestem z Woli” w portalu społecznościowym FB.
Historia rozpoczyna się w 1850 roku, kilka miesięcy po śmierci wspaniałego kompozytora – Fryderyka Chopina.

Ludwika Jędrzejowiczowa (najstarsza siostra Chopina), musiała być bardzo przejęta podróżą z Paryża do Warszawy. W dwa miesiące po śmierci brata, wypełniała Jego ostatnią wolę, życzenie jakże bliskiej osoby. W drogę wyruszyła na początku mroźnego stycznia 1850 roku. Jadąc pociągiem wraz z córką, nie wiedziała co może przynieść ta honorowa, a jednocześnie dość ryzykowna eskapada. W czasie przekraczania granicy zaboru rosyjskiego miała przy sobie mały, dębowy kuferek. W obawie przed carską rewizją, siedząc w przedziale kolejowym, ukryła go pod obszerną suknią. W kuferku znajdowała się ozdobna szkatułka, wewnątrz której było szklane naczynie skrywające autentyczny Skarb Narodowy.
Tym chronionym skarbem było ludzkie serce.
Serce wielkiego Polaka i patrioty, którego życzeniem było, by po jego śmierci powróciło do ukochanej ojczyzny. Kraju nieobecnego na mapie Europy, lecz na trwałe wpisanego w serca prawdziwych Polaków. Przygotowaniem tak wyjątkowej przesyłki zajął się znany francuski chirurg doktor Jean Cruveilhier. Zalane alkoholem (przekazy wspominają o koniaku), z cienką warstwą wazeliny na wierzchu, zostało szczelnie zamknięte we wspomnianym szklanym naczyniu.
Po przyjeździe do Warszawy, serce Chopina trafiło do domu Państwa Jędrzejewiczów przy ulicy Podwale. Docelowo miało znaleźć się w kościele św. Krzyża, rodzinnej parafii rodziny Chopinów. Jednak zła sława związana z miłością kompozytora (pisarką George Sand), spowodowała, że serce trafiło do katakumb dolnego kościoła. Skrzyneczka z sercem jednego z najwybitniejszych kompozytorów wszech czasów przeleżała tu ponad dwie dekady. Być może to dzięki temu przetrwało rosyjską grabież kościoła w 1863 r. Dopiero w 1880 zamówiono godne epitafium i z należnymi honorami przeniesiono ją do głównego kościoła. Na tablicy zamieszczono wpis – Fryderykowi Chopinowi – rodacy.
Teraz przenieśmy się w czasie, do sierpnia 1944 roku.
Dnia 23 sierpnia kościół św. Krzyża, na Krakowskim Przedmieściu, zdobywają Powstańcy. Zajmują też sąsiadującą z kościołem Komendę Policji. Świątynia jest ważnym punktem strategicznym dla obu walczących stron. Stąd jej ciągły ostrzał niemiecki.
Na początku września, lub jeszcze z końcem sierpnia (wersje są dość niespójne), do proboszcza, księdza Leopolda Pietrzyka zgłasza się niemiecki kapelan Schulze.
Z przekazu siostry zakonnej zgromadzenia Szarytek – Anny Jurczak:
Ks. Schulze był miłośnikiem Polaków i żałował tego wszystkiego co działo się na terenie Warszawy podczas Powstania. Pragnął uratować z narodowych pamiątek kościelnych co tylko było możliwe.
Kapelan zginął w czasie ofensywy radzieckiej w styczniu 1945.
Spotkanie duchownych opisał ksiądz Alojzy Niedziela:
Do kościoła św. Krzyża przybyłem pełnić posługę kapłańską w czasie wojny, w 1943 roku. W czasie Powstania w 1944 roku, z naszej piwnicy gdzie była plebania, przechodziliśmy do kościoła, który był wówczas całkowicie opustoszały. Było ze mną dwóch księży, z których nikt obecnie nie żyje. Kiedy po raz kolejny znalazłem się w na poły zniszczonym kościele, podszedł do mnie kapelan niemiecki – jak mi się przedstawił – o nazwisku Schulze.
I powiada tak:
„Niedługo chyba dojdzie do walk o kościół św. Krzyża. Jestem, jak i wielu Niemców miłośnikiem muzyki Chopina. Jeśli więc zgodzicie się, chcielibyśmy, aby ta relikwia, a więc urna z sercem wielkiego kompozytora, nie uległa zniszczeniu. Gotowi jesteśmy wyjąć tę urnę, uratować ją przed zniszczeniem i zawieźć w bezpieczne miejsce.”
Myśmy się trochę zastanawiali, ale po upływie dwóch dni daliśmy odpowiedź pozytywną. Niemcy zjawili się wraz z ks. Schulze w kościele, wyjęli urnę i zawieźli do siedziby swojego sztabu, który wtedy mieścił się naprzeciw S. Wizytek, w Domu bez Kantów.
W wywiadzie udzielonym w 1973 roku Krzysztofowi Kąkolewskiemu, bezwzględny kat ludności Woli – Heinz Reinefarth – tak opisywał zdarzenie:
Dostałem ataku czerwonki. Leżałem w swojej kwaterze. Zameldował się oficer komunikując, że jego oddział po wielogodzinnych walkach zajął kościół, gdzie znalazł jakąś relikwię i oficer postawił przed moim łóżkiem skórzany futerał. Na futerale było na małej plakietce nazwisko. Kazałem go postawić na szafie. Arcybiskup Warszawy był poza ogarniętą walkami stolicą i von dem Bach nawiązał z nim kontakt. Jednak arcybiskup powiedział, że nie ma świętego o takim nazwisku. Wtedy otworzyłem futerał, w środku było naczynie. Okazało się, że nazwisko na futerale należało do jego fabrykanta i było reklamą firmy. Nazwisko na naczyniu brzmiało „Chopin”. W mgnieniu oka przypomniał mi się, bo zawsze pasjonowałem się muzyką i sam gram, testament Chopina: „Ciało w Paryżu, serce w Warszawie”. Chopin w sercu został Polakiem.

Niemcy chcieli odpowiednio wykorzystać fakt posiadania urny z sercem Chopina, pokazać swoją wspaniałomyślność i poszanowanie światowej kultury. Wszak chodziło tu o ratowanie narodowej relikwii, tak ważnej dla Polaków postaci. Przemyślaną niemiecką akcję propagandową.
I tu zaczyna się ciekawa historia z Wolą w tle.
Dnia 4 września, do plebanii kościoła pw. św. Jadwigi w Milanówku, przeniesiona zostaje siedziba Warszawskiej Kurii Metropolitalnej. W owym czasie na jej czele stał arcybiskup Antoni Szlagowski, który z racji pięknych i poetyckich kazań nazwany został „Kaznodzieją Warszawy”. Przemawiał m.in. podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Chopina w Łazienkach – 14 listopada 1926 roku.

adres – Wolska 84, teren z magazynami „Społem”).

Tym razem tym barbarzyńcom nie uda się chwyt propagandowy.

„Serce Chopina” – WFDiF
Ks. biskup głęboko oburzony cynicznym kłamstwem i bezczelnością tych barbarzyńców, dla dobra sprawy wypowiedział tylko jedno słowo po polsku,
Tym samym samochodem i z tą samą eskortą ks. biskup powrócił z księżmi do Milanówka.

Na całej trasie domy udekorowane biało-czerwonymi flagami, a wzdłuż ulic, w miastach, przez które przejeżdżał samochód z urną, ludzie tworzyli szpaler – uroczysty i milczący. W milczeniu odkrywały się i chyliły głowy, od czasu do czasu ktoś wybiegał z tłumu i do kwiatów, jakimi przybrany był wóz z narodową relikwią dorzucał swój bukiecik. Za Paprotnią samochód z urną minęły auta z przedstawicielami najwyższych władz państwowych, ale po przejechaniu paruset metrów zatrzymały się przepuszczając Serce Chopina na czoło kolumny.
W Żelazowej Woli czekano już od wczesnego rana.
Czekały delegacje, czekały setki ludzi, którzy ściągnęli tu ciężarówkami, furmankami, na rowerach…
Zaraz po tym odbył się krótki kameralny koncert Chopinowski.
Dla kilkunastu honorowych gości profesor Henryk Sztompka gra mazurki Chopina, nocturn Cis-mol i poloneza As-dur.

Na czele jedzie samochód z sercem Chopina, w kwiatach i z biało czerwonymi flagami.
Na trasie przejazdu tłumy.
Wjeżdżając od zachodu ulicą Wolską kolumna zatrzymuje się w miejscu, gdzie na początku listopada 1830 roku żegnano Fryderyka Chopina. Tu, gdzie do 1942 roku, stały rogatki wolskie.


Źródła:
tmm.net.pl
exmedia.pl
chopin.edu.pl