Mieszkańcy Woli często narzekają na brak traktowania zgłaszanych do urzędu dzielnicy spraw z należytym szacunkiem i kulturą. Niewiele potrzeba, by to zmienić – ale przede wszystkim trzeba chcieć!
Często otrzymuję skargi na sposób, w jaki urzędnicy odpowiadają mieszkańcom – „po linii najmniejszego oporu” – zdawkowo, nieprecyzyjnie, nieraz mijając się z prawdą. Jako radna również spotykam się z takim podejściem. Już od ponad miesiąca czekam na odpowiedź, czy wycinka drzew w rejonie tzw. skweru Kaliny była legalna. Nie poinformowano mnie, że sprawdzenie tego potrwa długo i z jakiego powodu. Gdy złożyłam interpelację dotyczącą wadliwie wykonanej rewitalizacji na Osiedlu Wawelberga i załączyłam zdjęcia z pleśnią na donicach i chodniku, odpowiedziano mi, że przecież wszystko jest w porządku. Na pytanie, kiedy i na jakiej podstawie podjęto decyzję o sprzedaży zabytkowej fabryki Łańcuchów Rolkowych przy ul. Hrubieszowskiej 9 (pochodzącej z 1923 r.), odpowiedziano, że brakowało chętnych do najmu. Jednakże nie zapytano nikogo, czy byłby chętny, a konkurs przeprowadzony pięć lat temu potwierdza, że chętni byli. Z kolei mieszkańcy z rejonu skweru Sierpnia 1944 r., postulując przesunięcie altany śmietnikowej ze środka podwórza, otrzymali arogancką odpowiedź z zapytaniem, czy są gotowi ponieść konsekwencje likwidacji ? podkreślam: likwidacji ? altany.Wiele mogłoby się zmienić, gdyby odpowiadający wykazywali się choć odrobiną empatii. Zmienili paradygmat z „nie da się” na „spróbujmy”, „sprawdźmy”, „dziękujemy”. Ileż mogłoby zmienić czytanie pism ze zrozumieniem, odpowiadanie na postawione w nich pytania (wszystkie) czy zwykłe podziękowanie za przesłaną wiadomość – Taką postawę prezentują bardzo nieliczni urzędnicy. Być może przydałoby się wprowadzić do urzędu procedury dotyczące kultury osobistej oraz wysłać urzędników na szkolenie z zakresu pełnej szacunku komunikacji z mieszkańcami.