Strona główna KULTURA Wypaczona cwaniackość Warszawiaka

Wypaczona cwaniackość Warszawiaka

Wydawnictwo E. Kuthana Warszawa 1946 Ze zbiorów Janusza Dziano
Wydawnictwo E. Kuthana Warszawa 1946 Ze zbiorów Janusza Dziano

Wczoraj wybrałem się w podróż do Szpitala Bródnowskiego.
Autobus linii 500 dojechał z 15 minutowym opóźnieniem,”zapakowany” jak linia dowożąca kibiców na mecz Legii Warszawa w latach `70. Zaduszki rządzą się swoimi prawami, a ja o tym zapomniałem.

    Na jednym z przystanków starszy jegomość próbował wbić się do wnętrza pojazdu. Robił to dość intensywnie i z użyciem głośnych „ozdobników językowych”.
No … W końcu jestem na Targówku – pomyślałem. 
Jedna ze stojących przed nim kobiet skomentowała w języku ogólnie zrozumiałym:
– Te, cwaniak z bombką w nosie! Zdepczesz, zgnieciesz i na plecy wleziesz? Miarkuj się chłopie jak pragnę zdrowia!
Jegomość opryskliwie obrzucił niewiastę surowym mięsem, widać inaczej nie potrafił, taka nieskomplikowana konstrukcja. Całe szczęście zaraz był przystanek przy cmentarzu, wszyscy ulotnili się w znanych sobie kierunkach.


Zastanowiła mnie zasadność użycia określenia cwaniak z bombką w nosie.
Pal licho tę bombkę, ale czy słowo „cwaniak” pasowało do zaistniałej sytuacji?
Sporo piszę o języku dawnej warszawy, to nasza jakże barwna historia.
Obecnie pewne słowa zostały doszczętnie zdewaluowane, straciły pierwotne znaczenia, stały się synonimem mało ciekawych zachowań.

"Niema cwaniaka dla warszawiaka" 1946 rok -  zbiory własne
„Niema cwaniaka dla warszawiaka” 1946 rok – zbiory własne

Wypaczona cwaniackość Warszawiaka

   W dawniejszej Warszawie określenie to było synonimem zaradności i wytrwałości w zmaganiach z niełatwą codziennością.
Starsi ludzie wspominali z sentymentem:
– Panie Szanowny! Cwaniak to był któś, a nie byle jaka popierdułka. Człowiek darzony ogólnem szaconkiem, z twardą ręką i główką na karku. Rzecz obowiązkowo jasna.
Tak było. Określenie nobilitowało i dawało uznanie osobie, która potrafiła zapracować na utrzymanie siebie i najbliższej rodziny. A nie było to wcale takie proste.
Cwaniak to człowiek potrafiący wyjść z największych życiowych tarapatów, zaradny, bez wstrętu do ciężkiej pracy. Nie nosił, jak wielu, przysłowiowego ”piasku w rękawach”, gość z „szóstym zmysłem”, spec w poszukiwaniu przeróżnych form materialnego zabezpieczenia. A co najważniejsze, człowiek rzetelny i uczciwy.
Rzecz jasna nie wszyscy tak go postrzegali. Wszak powszechnie wiadomo, że życiowa lebiega zawsze znajdzie łatkę do przypięcia. Bo nie każdy ma pomyślunek, życiowy fart i przepis na zaradność. A to dość mocno boli, wzbudza zazdrość, a czasem wrogość.
Cwaniak nie dał się wziąć pod bajer lub pod pic, trafnie odróżniał prawdę od wstawianych farmazonów.
„Bujać to las, ale nie nas”.
Po wojnie ludowa Władzia bezpardonowo wypaczyła sens tego określenia. Każdy kto miał inne spojrzenie na rzeczywistość, własną drogę w dotarciu do celu, był na ideowym indeksie.
Powojenny cwaniak to już zdecydowanie złodziej, kombinator i wróg publiczny numer jeden. „Kto nie z nami, ten przeciwko nam”.
Degradacja słowa stała się wyjątkowo powszechna. Wszak powojennym „twórcom narodowej rzeczywistości”, ludzie zaradni, a nie będący w „jedynie słusznej linii”, zupełnie nie pasowali do propagandowej układanki.
„Nie masz cwaniaka, nad warszawiaka” – to tytuł popularnej piosenki wylansowanej przez Stanisława Grzesiuka. W oryginale kompozycja brzmiała ciut inaczej:
„Niema cwaniaka dla warszawiaka”.
Różnica zasadniczo niewielka, jednak sens słów został już zmieniony.
Autorem kompozycji był Albert Harris, utwór zadedykował Stefanowi Wiecheckiemu Wiechowi w 1946 roku.
I coś w tym do dziś przetrwało.
Szkoda jednak, że mało kto pamięta kim przed wojną był warszawski cwaniak.

Autor: Janusz Dziano