Jednym z charakterystycznych elementów w potocznej mowie warszawiaków, były i są zdrobnienia.
Dziś wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że ta „wyjątkowa przypadłość”, powstała z potrzeby budowania sympatycznych relacji międzyludzkich. Dziś to jest normą, że mówimy kurczaczek, kotlecik, masełko, chlebek, kieliszeczek, wódeczka, ogóreczek, kapustka na goloneczce, rosołek.
Nikogo to nie dziwi, ale tak naprawdę mało kto ma historyczną świadomość naszych lokalnych upodobań.
W serialu Kariera Nikodema Dyzmy, telewizyjnej ekranizacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, występuje postać ministra komunikacji Pilchena. Aktorskie arcydziełko Pana Włodzimierza Musiała. Z jego ust padają określenia szyte ciut na wyrost, ale przez to sympatyczne i łatwe do zapamiętania:
Bardzo zdolniutki łepek. Wierzaj mi kochanieńki, że każda grzecznosteczka zrobiona jemu, to dobrze ulokowany kapitalik.
Stosowanie zdrobnień było dość powszechne. Uznawano je za przejaw ciepłej i bezpośredniej relacji z rozmówcą.
Bo powiedzieć do towarzyszki życiowej wędrówki kochana żono.To brzmiało zupełnie inaczej niż kochanieńka żoneczko, mój ty drobiażdżku, słodziaczku jedyny.
W uznanych warszawskich restauracjach, można było usłyszeć standardowe zaproszenie:
Proszę, stolik dla szanownego pana. Co pan sobie winszuje?
Czy nie było sympatyczniej, słysząc z ust pracownika lokalu niższej miary, miłą zachętę:
Pan szanowny pozwoli, stoliczek, obrusik, krzesełko. Czy na początek mała wódeczka, czy zasadniczo po obiadku?
Jakiś czas temu, w trakcie prowadzonej pogadanki o gwarze warszawskiej, usłyszałem z ust przyjezdnej rodaczki, dość ciekawą opinię:
Mówicie jak do dzieci, pieścicie się z każdym słowem. Czy to jest normalne?
Cóż, odpowiedziałem tak jak potrafiłem:
Widzi pani, ale dzięki temu jesteśmy rozpoznawalni. Czy pieszczota jest czymś nienormalnym lub niemiłym? Ja wolę chałeczkę od chały, bułeczkę od buły, spacerek od spaceru. Każdy z nas w głębi serca pozostaje dzieckiem. Czy warto to zmieniać?
Już w początkach XX wieku, warszawskie zdrobnienia stanowiły temat humorem szytych prasowych docinek:
Pismo satyryczne „Mucha”, nr 44, 1904 r.
Zdrobniały warszawiak
Ugrzeczniony jest warszawiak,
pieszczotliwie wszystko mieni.
Zwie Warszawką, nie Warszawą,
ukochany gród syreni.
Je śniadanko, nie śniadanie,
kawkę, mleczko lub herbatkę,
Przed obiadkiem zaś wódeczka
miłą dlań stanowi gratkę…
Później rżnie na bilardziku
karambolki, piramidki,
albo idzie na spacerek i poluje na kobitki .
Wieczór spędza w knajpce miłej,
gdzie muzyczka mu przygrywa,
i kufelek za kufelkiem
piwka sobie rad używa.
Kiedy weźnie zaś pensyjkę
lub zdobędzie coś zaliczki,
wtedy puszcza się na różne
awanturki i wybryczki.
Tym systemem pieszczotliwym
swe wesołe pędząc życie
tak się zżył z zdrobniałą kiesą,
że sam zdrobniał całkowicie.
Mimo tego kontent z siebie
i zupełnie się nie biedzi,
choć ma główkę już nie głowę,
w której móżdżek nie mózg siedzi.
Moi drodzy!
Pieśćmy się na różne sposoby, także słownie. Nie ma w tym absolutnie nic złego. A zdrobnienia? To nasza wyjątkowa, warszawska specjalność. Takie spécialité de Varsovie.