Strona główna Blog Strona 43

Mało znana historia z Wolskiej 69.

0
Mało znana historia z Wolskiej 69.
Pani Irena Wasilewska w magazynie zakładów Fructosa. Warszawa, ok. 1942. Fot. A.H.M.

Kilka lat temu wypłynęły na światło dzienne nieznane mi dotąd fakty, a historia jest ściśle powiązana z dobrze znaną na Woli fabryką słodkości „że palce lizać”.

Temat zaistniał przy pracy nad opisem historycznym do wspomnień Pani Ireny Wasilewskiej, prowadzonym przez Archiwum Historii Mówionej – Dom Spotkań z Historią.

W relacji Pani Ireny padła nazwa firmy „Fructosa”, mieszczącej się podczas okupacji niemieckiej przy ulicy Wolskiej. Przyznam szczerze, wcześniej nie miałem pojęcia o istnieniu wspomnianej fabryki. Jednak jeszcze sporo przed nami, cały czas odkrywamy nowe informacje o miejscach, które nie powinny stanowić dla nas tajemnic.

Fabryka Chałwy Greckiej Union w 1938 r. Fot. A.P. Referat Gabarytów
Fabryka Chałwy Greckiej Union w 1938 r. Fot. A.P. Referat Gabarytów

Do wybuchu wojny działały pod tym adresem Zjednoczone Fabryki Greckiej Chałwy „Union” – H. Ravchin i S-ka. Firma dość dobrze znana na warszawskim rynku słodkości. Jej produkcja zakończyła się wraz z chwilą wkroczenia okupanta, a miejsce dawnej produkcji zastąpiła produkcja niemieckiej marmolady, która ruszyła w 1940 roku.

Na właściwy trop w wyjaśnieniu ciekawej zagadki, naprowadziły dwie rzeczy. Umiejscowienie zdjęć, będących w rodzinnym archiwum Pani Wasilewskiej, oraz zupełny przypadek … Wpisy do Kroniki Policyjnej z okresu okupacji, których kopie przesłał nam nieoceniony pasjonat i historyk warszawskiej Woli – Pan Marek Strok.

Pani Irena Wasilewska (w środku) wraz z koleżankami z pracy w magazynie zakładów Fructosa. Warszawa, 1942. Fot. Irena Wasilewska, A.H.M.
Pani Irena Wasilewska (w środku) wraz z koleżankami z pracy w magazynie zakładów Fructosa. Warszawa, 1942. Fot. Irena Wasilewska, A.H.M.

W raportach policyjnych znalazły się dwa interesujące wpisy:

25. V. 44 r. – O godz. 10.40 kilkunastu uzbrojonych osobników przy ul. Rymarskiej napadło na konwój eskortujący platformę, wiozącą 5 ton cukru, stanowiącą własność firmy „Fruktoza” ul. Wolska 69. W eskorcie składającej się z pracowników firmy znajdowali się dwaj policjanci XXII Komisariatu PP: plut. Krzyżanowski Stefan i kpr. Wiśniewski Antoni, którym napastnicy zabrali pistolety i amunicję, a po uprowadzeniu platformy zwrócili im tylko pistolety bez naboi.

10 VII. 44 r. – O godz. 14.50 do fabryki marmolady „Fruktoza” przy ul. Wolskiej wtargnęło 8 mężczyzn i 2 kobiety uzbrojonych w pistolety i granaty, którzy po zerwaniu telefonu zrabowali i załadowali na 2 wynajęte platformy 12 ton cukru i 200 kg kwasku cytrynowego. Personel fabryki i woźniców platform napastnicy zamknęli w magazynie, z którego uwolniła ich dopiero przybyła policja.

W obu informacjach została zawarta błędna nazwa fabryki marmolady. To też musieliśmy sprawdzić. Jednak wiedząc już czego szukamy, natrafiliśmy na oficjalny wpis w okupacyjnym wydaniu Informatora Przemysłu i Handlu – 1942 rok.

Informator Przemysłu i Handlu - 1942 rok    Archiwum polona.pl
Informator Przemysłu i Handlu – 1942 rok  Archiwa ze str. polona.pl

Ciekawa zagadka została rozwikłana, a historia Woli wzbogaciła się o nowy element, też słodki choć okupacyjny … marmoladowy.

 

 

Wspomnienie o Teatrze Popularnym – Wolska 32

0
Wspomnienie o Teatrze Popularnym – Wolska 32
Spektakl "Porucznik Pierwszej Brygady"w 1925 r. Fot. Zbiory spadkobierców Stefana Wiecheckiego

O kolorycie i fenomenie sceny na Woli, a także wyjątkowej Wolskiej publiczności, wspomniał w swym reportażu Tadeusz Dołęga-Mostowicz na łamach Rzeczpospolitej z 2 lutego 1925 roku.

Autor opisuje sceny z wystawienia w Teatrze Popularnym sztuki autorstwa Leona Urwancewa.

U zbiegu ulic Wolskiej i Młynarskiej egzystuje nie tyle świątynia sztuki, ile placówka kultury – Teatr Popularny. Jest on własnością p. Stefana Gozdawa – Wiecheckiego, który jako dyrektor, kierownik literacki i kierownik artystyczny, a czasami i reżyser, boryka się z trudnościami finansowymi przedsiębiorstwa, zawsze przecie zależnego od grymasów szanownej publiczności. A ta jest wszędzie jednakowa. Czasem najlepiej przygotowana sztuka robi klapę z niewiadomych powodów, a rzeczy mierne cieszą się doskonałym powodzeniem.

Dom rodzinny S. Wiecheckiego - Chłodna 68.  Fot. Archiwum Państwowe - Referat Gabarytów
Dom rodzinny S. Wiecheckiego – Chłodna 68 w 1938 r.  Fot. Archiwum Państwowe – Referat Gabarytów

Cóż wystawia Teatr Popularny ?
– Mamy bardzo urozmaicony repertuar – mówi p. Wiechecki – dawaliśmy „Kościuszkę pod Racławicami”, „Wierną kochankę”, „Ponad śnieg”, „Na Kercelaku”, „Obronę Częstochowy”, obecnie gramy „Tajemnicę żony prokuratora”, t.j. „Wierę Mircew”. Niedawno zeszła z afisza „Bitwa pod Wolą”, którą przerobiłem z”Bema” Gąsiorowskiego. Widzi więc pan, że próbuję wystawiać zarówno rzeczy poważne jak i drobiazgi.
– Cóż się cieszy największym powodzeniem u wolskiej publiczności ?
– Wodewile, revuetki … ot „Na Kercelaku” naprzykład. Dziś, jak pan zauważył, „puchy”.
– Może źle pan wybrał tytuł. Prokurator, to dla wielu bardzo nieprzyjemna osobistość.
Trzeci dzwonek. Oglądam widownię. Na 600 miejsc około 200 pustych. Mężczyźni w czapkach. Wszyscy w paltach, bo zimno jak w lodowni. Ale ożywienie, śmiechy, rozmowy, zapach mandarynek.
Po dłuższej chwili szanowna publiczność rozpoczyna energiczną kanonadę, wybijając swe zniecierpliwienie obcasami o podłogę. Po pięciominutowej takiej uwerturze, kurtyna poszła w górę.

Narożna kamienica Wolska 32/Młynarska 3. Siedziba Teatru Popularnego, późniejsze Kino Italia.   Fot. Archiwum Państwowe - Referat gabarytów.
Narożna kamienica Wolska 32/Młynarska 3. Siedziba Teatru Popularnego, późniejsze Kino Italia.                       Fot. Archiwum Państwowe – Referat gabarytów.

Grali … no nieźle. Widownia jednak była zachwycona. Każdy mocniejszy akcent aktora odbijał się na jej nerwach dla uważnego obserwatora prawie dotykalnie. Widzowie przez te kilka (aż cztery) godzin żyli akcją sztuki. Widziało się mandarynki i butersznyty, które w pół drogi do ust się zatrzymywały, a kiedy Wiera zabija kochanka, naraz z kilku miejsc odzywają się głosy aprobaty :
– Tak mu i trzeba, takiemu synowi !
– To ci morowa baba !
W ogóle publiczność ekspansywna, „wdzięczna” jak mówią aktorzy.
Największe jej zainteresowanie wzbudziła … kolacja na scenie.
– Te, Antek, czy oni naprawdę ją ?
– No, nie widzisz – bipsztyk.
W drugim rzędzie, tuż za mną przyciszony głos dziewczęcy :
– Ale chlają gorzałę, jak świnie !
– Eee, i panna Felcia tyżby się napiła, co ?
– Chyba wiszniaku …
Wynosi się z całości miłe wrażenie, że się przez pewien czas trzymało rękę na pulsie ludzi żyjących jedną myślą dyktowaną przez autora sztuki. Zresztą i sama sztuka była grana, no … nieźle.
T.M.

Hołd dla pisarza w rysunku Zbigniewa Lengrena.   Fot. Zbiory własne.
Hołd dla pisarza w rysunku Zbigniewa Lengrena. Fot. Zbiory własne.

Kosmiczna Irena Kwiatkowska na muralu

0
Kosmiczna Irena Kwiatkowska na muralu



Irena Kwiatkowska, rodowita warszawianka, uznana za Komediową Artystkę Stulecia, została uwieczniona na odsłoniętym wczoraj muralu na warszawskiej Woli.

Aktorka obchodziłaby w tym roku swoje 110 urodziny.

Irena Kwiatkowska była aktorką filmową i teatralną, gwiazdą polskiego kabaretu i estrady. Z okazji rocznicy jej urodzin na ścianie budynku przy ul. Grzybowskiej 47 pojawił się okolicznościowy mural, a na Ursynowie odsłonięto pamiątkową tablicę przy Rybałtów 20, gdzie artystka mieszkała.

Kosmonautką być

W jednym z wywiadów Irena Kwiatkowska wyznała: Moim marzeniem jest, by zostać kosmonautką. I tak właśnie – jako kosmonautka – przedstawiona została na muralu autorstwa Katarzyny „Nioski” Boguckiej, który został umieszczony na ścianie budynku przy ul. Grzybowskiej. Obchody jubileuszowe poświęcone artystce zorganizowała Fundacja im. Ireny Kwiatkowskiej, a patronatem honorowym objął je Rafał Trzaskowski prezydent m.st. Warszawy.

Żadnej pracy się nie boję

Aktorka dzieciństwo, młodość i okres Powstania Warszawskiego, gdy walczyła jako łączniczka, spędziła w stolicy. Po wojnie występowała na scenach warszawskich teatrów, m.in. Klasycznego, Współczesnego, Komedia i rewiowego teatru Syrena, gdzie była jedną z ulubienic publiczności. Występowała w Kabarecie Dudek oraz Kabarecie Starszych Panów, na koncie miała dziesiątki ról – teatralnych, filmowych i telewizyjnych. W pamięci telewidzów pozostanie jej rola Kobiety pracującej z serialu „Czterdziestolatek”.

Materiał U.M. Warszawy

Warszawska Wola – Co było, co jest, co pozostanie…

0
Warszawska Wola – Co było, co jest, co pozostanie…
Widok z ul. Ogrodowej w kierunku Zachodnim. Fot. Lech Zielaskowski NAC

Niezwykły album poświęcony zachowaniu postindustrialnego dziedzictwa starej Woli
z obszernym kalendarium od 1313 do 2015 roku, ilustrowany wieloma nigdy nie publikowanymi zdjęciami.

Rozdz. I Historia Woli (od czasów wsi Wielka Wola przez wolne elekcje, rozwój przemysłowy, przyłączenie do Warszawy 17.04.1916, dwudziestolecie międzywojenne do końca II wojny światowej – ze szczególnym uwzględnieniem powstania w getcie i Powstania Warszawskiego).

Rozdz. II Śladami Wiecha (nie publikowane zdjęcia ze zbiorów spadkobierców Stefana Wiecheckiego).

Rozdz. III Wola w latach PRL (robotnicza Wola).

Rozdz. IV Ostatnie 25-lecie (rozwój Woli od „Dzikiego Zachodu” do warszawskiego Wola-City).

Rozdz. V Co pozostanie… (ocalić od zapomnienia – próba przedstawienia miejsc istotnych dla historii i klimatu dzielnicy Wola, które można jeszcze zachować).

Książkę można będzie nabyć z dedykacją współautorów na Targach Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego – 24 do 27 listopada 2022 r. 

Okładka publikacji o warszawskiej Woli.    Fot. Archiwum wydawnictwa.
Okładka publikacji o warszawskiej Woli. Fot. Archiwum wydawnictwa.

Wydawnictwo: Magia Słowa
Oprawa: Miękka zintegrowana
Format: 28 x 20 cm
Liczba stron: 208
Data wydania: grudzień 2019
Cena det. 69,99 zł
ISBN 978-83-940821-0-9

Kontakt do zamówienia:

PH-U MAGIA SŁOWA Danuta Koper 

Ul. Myśliborska 20/1
03-185 Warszawa
tel. +48 504 270 413

 

Historia 11 listopada, Święta Niepodległości

0
Historia 11 listopada, Święta Niepodległości
Przemarsz ulicami Warszawy 17 listopada 1918 r. Fot. polona.pl



Dnia 23 kwietnia 1937 r. ogłoszono specjalną ustawą, że 11 listopada będzie świętem niepodległości Polski, które miało wiązać się z datą zakończenia I wojny światowej oraz oddać hołd Józefowi Piłsudskiemu, pierwszemu Marszałkowi Polski, oraz osobie, która 11 listopada 1918 r. objęła zwierzchnictwo nad Wojskiem Polskim.

Patriotyczna manifestacja na ulicach Warszawy 17 listopada 1918.  Fot.  polona.pl
Patriotyczna manifestacja na ulicach Warszawy 17 listopada 1918. Fot. polona.pl

Jak głosiła treść ustawy, ten dzień „jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Naczelnego w walkach o wolność Ojczyzny – jest uroczystym Świętem Niepodległości”.


Zanim uchwalono ustawę z 1937 r. 11 listopada był obchodzony nieoficjalnie przez środowisko piłsudczykowskie, głównie żołnierzy Legionów Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Po wybuchu majowego zamachu stanu tzw. przewrocie majowym, marszałek Józef Piłsudski obejmując faktyczną władzę w państwie dnia 8 listopada 1926 r. wydał jako premier okólnik ustanawiający 11 listopada dniem wolnym od pracy dla urzędników państwowych. Od 1926 r. do 1934 r. Józef Piłsudski jako Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, czyli szef organu sprawującego władzę nad Wojskiem Polskim, dokonywał przeglądu pododdziałów garnizonu warszawskiego, nadawał odznaczenia i przyjmował wojskową defiladę.

Pole Mokotowskie 11 listopada 1928 r. Fot. polona.pl
Pole Mokotowskie 11 listopada 1928 r. Fot. polona.pl

Święto 11 listopada nadal było oficjalnie obchodzone przez władze RP na emigracji oraz Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Jednak na terenach znajdujących się pod okupacją niemiecką oraz sowiecką zwalczano przejawy polskiej kultury, nauki oraz symbole odwołujące się do niepodległego państwa polskiego. Pomimo terroru i represji stosowanych przez okupantów wobec Polaków pamięć o odzyskaniu wolności i suwerenności nie poszła w zapomnienie. W kościołach były odprawiane nabożeństwa, pod osłoną nocy Polacy składali wieńce z biało-czerwonymi flagami i wstęgami w miejscach pamięci narodowej. Na murach kamienic, słupach ogłoszeniowych były pozostawione z okazji 11 listopada napisy: „Polska żyje!”, „Jeszcze Polska nie zginęła”, „Polska zwycięży!” oraz „11 XI 1918”.

Józef Piłsudski przed pocztem sztandarowym.  Fot. polona.pl
Józef Piłsudski przed pocztem sztandarowym. Fot. polona.pl

W 1944 r. kiedy 22 lipca na terenach współczesnej wschodniej Polski, z których Armia Czerwona wyparła Niemców, powstały organy, gdzie władzę sprawowali komuniści. Były to Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego pełniący funkcje rządu, oraz Krajowa Rada Narodowa – parlament.
11 listopada 1944 r. w Lublinie przemaszerowała defilada wojskowa z udziałem żołnierzy Armii Czerwonej oraz Ludowego Wojska Polskiego. Te gesty komunistów miały na celu uwiarygodnienie w oczach polskiego społeczeństwa swojej władzy narzuconej Polsce.


Na początku 1945 r. komuniści pewni utrzymania swojej władzy w Polsce podjęli decyzję o likwidacji Święta Niepodległości 11 listopada, ustanawiając nowe święto państwowe, Narodowe Święto Odrodzenia Polski, obchodzone w rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN w Chełmie na Lubelszczyźnie 22 lipca 1944 r. Miało to na celu wymazanie z pamięci narodowej oraz świadomości społecznej postaci Józefa Piłsudskiego, pierwszego Marszałka Polski oraz samą datę. Wszelkie próby publicznego obchodzenia dnia 11 listopada były bezwzględnie zwalczane przez reżim komunistyczny przez cały okres istnienia Polski Ludowej.


W latach 70. XX wieku nastąpił przełom, jeśli chodzi o stosunek polskiego społeczeństwa do potrzeby obchodzenia Święta Niepodległości dnia 11 listopada. Środowiska opozycyjne po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej publicznie zamanifestowały, aby dzień 11 listopada wrócił do kalendarza świąt państwowych. Pomysł na powrót rocznicy odzyskania państwa polskiego po 123 latach zaborów oraz organizacji obchodów Święta Niepodległości wyszedł z inicjatywy Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela przy wsparciu środowisk kombatanckich, studenckich i również Kościoła katolickiego. Uroczystości zostały zorganizowane w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Łodzi i Lublinie.
Po wprowadzeniu Stanu Wojennego 13 grudnia 1981 r. i tym samym delegalizacji „Solidarności” represje komunistów nie powstrzymały środowisk opozycyjnych przed kontynuacją organizacji obchodów 11 listopada. Odprawiano nabożeństwa, organizowano marsze patriotyczne, składano kwiaty i wieńce w miejscach pamięci ważnych dla historii Polski, takich jak np. Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie i Krakowie czy pomnik Konstytucji 3 Maja w Lublinie. Mimo, że komuniści również obchodzili nieoficjalnie pamięć 11 listopada składając kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, to aparat państwowo-partyjny przy znacznym wsparci sił Ministerstwa Spraw Wewnętrznych t. j. SB, MO i ZOMO starał się utrudniać społeczeństwu niezależne świętowanie. Manifestacje patriotyczne były rozpędzane pałkami i gazem, tak jak to miało miejsce w Gdańsku, Katowicach czy Poznaniu w 1988 r., a jej uczestników poddawano represjom.


U schyłku istnienia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej Sejm PRL na mocy ustawy z 15 lutego 1989 r. przywrócił do kalendarza państwowego dzień 11 listopada jako Narodowe Święto Niepodległości. Pod tą nazwą święto odzyskania wolności i suwerenności państwa polskiego funkcjonuje do dzisiaj.

oprac.: Cezary Rutkowski

Materiał z zasobów: https://www.wrotapodlasia.pl/
Zdjęcia: polona.pl

Kto czyta WIECHA, ten się uśmiecha!

0
Kto czyta WIECHA, ten się uśmiecha!
Stefan Wiechecki przy sądach na Lesznie. Zdjęcie z archiwum wydawcy.

Ech, Panie Wiech!  To obszerna biografia Stefana Wiecheckiego „Wiecha” – Homera warszawskiej ulicy i warszawskiego Jęzora, jak pisał o nim Julian Tuwim.

Książka zawiera wiele nigdy nie publikowanych zdjęć. Wzbogacona wspaniałymi felietonami pisanymi przez autora w gwarze warszawskiej rodem z placu Kercelego, Targówka i Szmulek, komentującymi w satyryczny sposób codzienne życie przedwojennej, a później powojennej Warszawy.

W 2020 roku uhonorowana Nagrodą KLIO przez Porozumienie Wydawców Książki Historycznej w kategorii varsaviana.

Strona tytułowa biografii Wiecha.
Strona tytułowa biografii Wiecha.

Kto czyta WIECHA, ten się uśmiecha!

„Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się zawsze wiernie ją tylko odtworzyć”.

Stefan Wiechecki WIECH, najbardziej warszawski z warszawskich pisarzy, którego czytali i poważali najwybitniejsi Polacy: kardynał Stefan Wyszyński, Józef Beck, Stefan Starzyński, Stefan Żeromski…, a wielcy koledzy po piórze szczerze szanowali i porównywali do wybitnych postaci.

„Wiech to gentleman, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający. Jego felietony są wynikiem obserwacji bardzo uważnej, pracy w swoim rodzaju całkiem twórczej i na wskroś oryginalnej” – uważała Maria Pawlikowska Jasnorzewska.

„Wiech to stanowczo niedoceniony pisarz pierwszej klasy, który zdołał opisać bodaj tysiąc razy pijaństwo i mordobicie, za każdym razem inaczej” – pisał o Wiechu wybitny poeta Jan Lechoń.

Marek Hłasko w swoich „Pięknych dwudziestoletnich” zastanawiał się: „mimo, że jestem warszawiakiem urodzonym na Powiślu – nie rozumiem: czy Warszawa mówi tak, jak pisze Wiech; czy też Wiech pisze tak, jak mówi Warszawa”.

Michał Choromański pisał nawet: „Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych”.

Juliusz Kaden-Bandrowski – Plaut naszej współczesnej Warszawy.

Autorzy: Janusz Dziano i Danuta Koper

Rok wydania: 2019, Wydanie pierwsze, Format: 205×285 mm, Stron: 136, Oprawa: zintegrowana, ISBN/EAN 9788394082116, cena det. 39,90 zł

PH-U MAGIA SŁOWA Danuta Koper
Ul. Myśliborska 20/1
03-185 Warszawa
tel. +48 504 270 413

Powązki – panteon warszawski ma 232 lata

0
Powązki – panteon warszawski ma 232 lata
Brama św. Honoraty - Stare Powązki Zdj. własne.


Najstarsza warszawska nekropolia została założona dokładnie 4 listopada 1790 roku. Pomysłodawcą był król Stanisław August, który w niecałe dwa lata później osobiście wziął udział w poświęceniu Cmentarza Powązkowskiego.


Stare Powązki to najstarszy istniejący obecnie cmentarz na terenie Warszawy, ale przedtem istniały też inne miejsca pochówku.

Groby przy kościołach

W średniowiecznej Warszawie cmentarze zakładano wokół kościołów. Miejsca pochówków mieszczan znalazły się przy kościołach św. Jana, św. Marcina, św. Anny, a na Nowym Mieście przy kościele Nawiedzenia NMP.

Najuboższych mieszkańców, bezdomnych czy samobójców grzebano na cmentarzu położonym przy kościele św. Jerzego przy obecnej ulicy Świętojerskiej. Ten cmentarz leżał za murami miasta, wobec czego uznawany był za mniej godny.

Jesiennie na Powązkach.  Zdj. własne.
Jesiennie na Powązkach. Zdj. własne.

Cmentarz choleryczny i innych wyznań

Warszawa rozrastała się, stare cmentarze zapełniały się grobami. Pojawiały się więc kolejne. Zakładano cmentarze przyszpitalne np. dla pacjentów szpitala Dzieciątka Jezus na pl. Wareckim. Za granicami miasta organizowano także miejsca pochówków dla zadżumionych czy cmentarz choleryczny (XIX w.). Powstawały również cmentarze innych wyznań.

Cmentarze „za murami” nie cieszyły się popularnością. Kiedy od XVIII wieku grzebano zmarłych na nowym cmentarzu Świętokrzyskim (okolica ul. E. Plater) zdarzało się, że rodzina pochowaną tam osobę potajemnie przenosiła na cmentarz przykościelny, chcąc mieć swojego zmarłego bliżej siebie.

Cmentarz z inicjatywy króla

Kolejne powstające przez lata cmentarze szybko stawały się za małe. Pod koniec XVIII wieku z inicjatywy króla Stanisława Augusta w 1790 r. postanowiono założyć kolejny za granicami miasta, czyli za Okopami Lubomirskiego. Zaprojektował go Dominik Merlini.

Cmentarz Powązkowski, który wziął nazwę od sąsiedniej wsi, rozciągał się zaledwie na 2,6 ha. Już po 12 latach miejsce chowania warszawiaków okazało się za małe i doszło do jego pierwszego powiększenia. W kolejnych latach aż do 1887 r., cmentarz był zwiększany jeszcze dziesięć razy. Obecnie zajmuje 43 ha, a pochowanych jest na nim milion osób.

W latach 80. XIX wieku po zniwelowaniu Okopów Lubomirskiego cmentarz znalazł się w granicach miasta i stał się miejscem pochówku raczej zamożniejszych mieszkańców. Ubożsi grzebani byli na założonym w 1884 r. cmentarzu Bródnowskim. Rodziny tych pierwszych stać było na fundowanie na Powązkach okazałych pomników, zamawianych u wybitnych rzeźbiarzy. Tym bardziej, że zaborca zakazał stawiania w przestrzeni miasta jakichkolwiek rzeźb, nawet dekoracyjnych, o pomnikach nie wspominając.

Grób Stefana Wiecheckiego - "Homera warszawskiej ulicy i warszawskiego jęzora".  Fot. własna.
Grób Stefana Wiecheckiego – „Homera warszawskiej ulicy i warszawskiego jęzora”. Fot. własna.

W swej ponad 200-letniej historii Powązki stały się panteonem warszawskim. Znajdują się na nim groby wybitnych i sławnych przedstawicieli polskiej nauki i kultury, żołnierzy powstań, arystokratów. W 1925 r. na cmentarzu utworzono Aleję Zasłużonych. Pierwszym pochowanym w niej był pisarz i laureat Nagrody Nobla Władysław Reymont, jednym z ostatnich poeta i satyryk Wojciech Młynarski.

Dotacje miasta

Wpisana do rejestru zabytków nekropolia jest niezwykłą galerią rzeźby i małej architektury. W lipcu 2014 r. cmentarz katolicki oraz pięć innych nekropolii, został uznany za pomnik historii. Razem tworzą zespół zabytkowych cmentarzy wyznaniowych na Powązkach.

Cmentarz ucierpiał podczas wojny i później, również na skutek braku właściwej opieki i ochrony oraz zanieczyszczenia powietrza. Narażona jest na nie szczególnie najstarsza część cmentarza położona w sąsiedztwie ruchliwych ulic Okopowej i Powązkowskiej.

M.st. Warszawa od kilkunastu lat wspiera finansowo renowacje zabytkowych nagrobków na cmentarzu Powązkowskim. Dotacje przekazywane są na remonty pomników nagrobnych, kaplic czy murowanego ogrodzenia. Dzięki dotacji odnowiono także bramę św. Honoraty.

W latach 2004-2022 miasto przeznaczyło na konserwację powązkowskich nagrobków oraz ogrodzenia 7 238 606 zł.

Urząd m. st. Warszawy

W autonomicznym okręgu nędzy

0
W autonomicznym okręgu nędzy
Handel na Placu Parysowskim przed 1939 r.

 

Zapraszam Państwa do zapomnianego świata „dzielnicy północnej”. Sekretne zakamarki ulic Niskiej i Stawki, okolice Placu Parysowskiego.

Dość często słyszymy rzewne westchnienia za pięknem i elegancją przedwojennej Warszawy. I owszem, były takie rejony, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Jednak nie możemy postrzegać całego miasta przez pryzmat śródmiejskiego blichtru, elegancji, czasem przepychu. Nasza trudna historia nie sprzyjała zrównoważonemu rozwojowi miasta. Całe połacie obrzeży stolicy trawiły bród, nędza i brak nadziei na przyszłość.

Obraz nędzy na Muranowie. Fot. Zbiory własne.
Obraz nędzy na Muranowie. Fot. Zbiory własne.

By nabrać właściwego dystansu do ówczesnej rzeczywistości, często sięgam do warszawskich gazet codziennych z lat dwudziestych i trzydziestych. Podobne artykuły prasowe jak zamieszczony poniżej, pojawiały się jak kometa na ciemnym niebie. Czyli dość rzadko i nie zawsze zauważalne. Nabywcy popularnych jednodniówek szukali łatwej w odbiorze sensacji. Mrocznych kryminalnych sprawozdań policyjnych, opowieści o gwiazdach kina, życiu wybitnych artystów, notowań giełd towarowych, sportu lub typowań biegów na torze wyścigach konnych. Samo życie, dużo wygodniejsze i łatwiejsze. Zycie lekkostrawne, bez potrzeby wspomagania patentowanymi kroplami na uciążliwą „życiową niestrawność”.

Nowy Głos
12.01.1938 Warszawa

W autonomicznym okręgu nędzy

Zima jest w pełni. W ciągu ostatniego tygodnia ludzie starzy, lubujący się uparcie w jedynym porównaniu: „ech… przed wojną…” – nie mogą już gładzić bagatelnym a jałowym smętkiem: – cóż to za śnieg -przed wojną były śniegi! Modły narciarzy i bezrobotnych zostały wysłuchane. Obficie spadła z nieba biała manna, która choć na krótko nakarmi część bezrobotnych…
Mróz skuł Wisłę, śnieg okrył Warszawę pięknym białym płaszczem łagodząc miękko ostre kontury wielkomiejskiej architektury i codzienną szarość.
Nawet w dni powszednie pociągi podmiejskie przepełnione są narciarzami ciągnącymi, jak na pielgrzymkę, w niedalekie okolice podwarszawskie, gdzie teren jest chociaż troszeczkę pofałdowany…
Nie wszystkich jednak raduje dobry zjazd narciarski, nie wszyscy radują się śniegiem. Są w Warszawie (i gdzie indziej) ludzie, dla których zima i mrozy stają się prawdziwym „białym piekłem”. By dotrzeć do tych „innych” ludzi wystarczy 5-10 minut jazdy tramwajem ze śródmieścia.

Wkraczamy nagle w dzielnicę zupełnie inną, rządzącą się jakby innymi, autonomicznymi prawami stałej nędzy i ciągłe upokarzającej biedy – okolica Nizkiej, Stawek, placu Parysowskiego. Nędza jest tu tak wielka, głód wyzierający z każdej bramy, sklepika czy piwnicy tak sugestywny, – że, gdyby mieć świadomość znajdowania się w strefie Wielkiej Warszawy, – sądzićby można iż rzucono nas nagle w stare, zaśmiecone miasteczko rosyjskie sprzed 50 laty. Ale nie, – cywilizacja i technika i tu dotarły zostawiając ślady jakby na urągowisko nędzy; są więc latarnie, chodniki i jezdnia z „kocich łbów”. Ale to nie przeszkadza; – motoryzacja i ogumianie nie dotarły jeszcze do Pl. Parysowskiego. Tu dzieci nadal oblegają każde auto, lękliwie a ciekawie dotykając brudnymi, zmarzniętymi paluszkami lśniące karoserie.

Ulica Miła róg Lubeckiego. Fotopolska-Eu
Ulica Miła róg Lubeckiego. Fotopolska-Eu

RODZINA SZEWCA MEŁAMEDA
Na jednej z ulic, poniżej poziomu chodnika – małe, zabłocone i oplute okienko o czterech miniaturowych szybkach. Na jednej z nich niezdarnie wymalowano białą farbą bucik i napis: „Przyjmuje wszelki reperacji”. Schylam się głęboko i pukam w okno. Z wewnątrz dostrzegam głowę Żyda z brodą, który objaśnia, że wejście do „zakładu” prowadzi przez podwórko i piwnicę. Na dół schodzi się wyślizganymi schodami bez poręczy, obok rur kanalizacyjnych i wychodka.
Piwnicę tę przerobiono na mieszkanie. Sześć „mieszkań” po obu stronach schodów. Wchodzę do drugiego z lewe i strony. Szewc patrzy nieufnie na dziwnego klijenta; zerknął na buty i podejrzenie wzrosło: licho wie co to za jeden – może znów komisja eksmisyjna? Stoję w drzwiach i początkowo trudno dojrzeć coś w głębi tej nory nawet w dzień oświetlonej małą lampką naftową. Stopniowo zaczynam rozróżniać poszczególne „sprzęty” tego wiecznego grobowca żywych nieboszczyków: warsztat szewski, umieszczony na podwyższeniu koło okna, łóżko i ceglaną kuchenkę.
Obustronne zakłopotanie powiększają jeszcze dzieci. Zaczynają wyłazić z różnych, zupełnie ciemnych kątów pojedyńczo, parami: jedno, troje czworo, sześcioro. Sześcioro dzieci! Obstępują mnie kołem, obserwując ciekawie smutnymi, starczymi oczami, które patrzą na świat zaledwie 3 – 10 lat – już nie jeden raz zajrzały głodowi w „oczy”. 

DNO NĘDZY
Czuję zdenerwowanie i lęk w pytaniu szewca: – co pan chce?
– Chciałem zobaczyć jak państwo mieszkają, żyją…
Szewc nie odpowiada. Kiwa głową zrezygnowany i patrzy zakłopotany w kierunku żony. Kobieta zbliża się do mnie odważniej. Odpędza dzieci i pyta poprawną polszczyzną – coś pan za jeden?
Po wyjaśnieniach poczułem w jej głosie ton jakby nadziei. Podsunęła stołek i rozjaśniła lampkę.
– Może pan nam potrafi wyrobić „kartkę” na węgiel… Niech pan spojrzy na ściany, są całe okryte śniegiem, a latem pleśnią… Dzieci chore, głodne…
Mówiła coraz szybciej, nerwowymi ruchami wskazując męża i dzieci. I potoczyła się wartka opowieść o piekle nędzy tragicznej, beznadziejnej, której dno leży już chyba po za sferą ludzkiego rozumu…
Mieszkają już w tej piwnicy od przyjazdu do Warszawy t. j. od 10 lat; prócz tej szóstki mają jeszcze troje dorosłych dzieci na prowincji, biednych tak samo jak oni; szewc Mełamed zarabia tygodniowo przeciętnie nie więcej niż 5 złotych, z czego 1,75 schodzi na komorne; za 3,75 (często i mniej) muszą wyżyć w ósemkę, żadne z dzieci do szkoły nie uczęszcza – nie mają żadnego ciepłego okrycia, w nocy zamarza nawet woda w kuble. Szczury, wielkości kotów, rzucają się w nocy na śpiących. Wszystkie sześcioro dzieci jest skrofulicznych, mąż ma astmę a ona sama, najdzielniejsza, zbierająca codzień na ulicy kawałki węgla i drzewa na opał – choruje od kilku już lat na ischias…

Żebracy przed wejściem do kościoła. Fot. Zdzisław Marcinkowski
Żebracy przed wejściem do kościoła. Fot. Zdzisław Marcinkowski


TAM JESZCZE GORZEJ…
Zaległa po tej żarliwej, smutnej wypowiedzi ciężka cisza. Przed moimi oczami wirowały nędzne, spuchnięte z zimna i głodu twarze szewca, jego żony i dzieci. Zapytałem:
– Nie zwracała się pani do jakiejś instytucji społecznej?
Kobieta machnęła zrezygnowanie ręką:
– Przecież nazywa się, że mąż rzemieślnik, nie jest przecież bezrobotny…
Rozpłakała się jakimś dziwnym, suchym szlochem.
– Żeby choć można było tym małym dać ciepło, my to już…
– A kto mieszka obok? – wskazałem ręką na ścianę.
Spojrzała na mnie swym smutnym spojrzeniem i rzuciła bez zastanowienia:
– Tam jest jeszcze gorzej! Mieszka tam jeszcze jeden szewc, Polak, któremu się powodzi jeszcze gorzej. Nasze mieszkanie jest przynajmniej środkowe.

A więc może być jeszcze gorzej niż u szewca Mełameda? Nie miałem już odwagi zajrzeć tam, spojrzeć jeszcze głębiej w bezdenną czeluść ludzkich cierpień i ludzkiej, nie – zwierzęcej wytrzymałości.
O pięć minut drogi od tego współczesnego piekła nic się nie dzieje specjalnego. Jeżdżą tramwaje, auta, dorożki. Palą się już jaskrawe neony, wystawy są oświetlone i życie posuwa się monotonnie w jednostajnym rytmie szumu kół i głośników radiowych.
Tylko w piwnicy nadal obumiera powoli szewc Mełamed, patrzący bezradnie na powolną głodową śmierć swoich sześciorga dzieci.

Czy jest on jedyny?

JAN OCHS.

Dziadowski problem

0
Dziadowski problem
Brama główna Cmentarza Bródnowskiego 1934 r.

A swojem porządkiem Zaduszki bez dziadów, to tak jak Wielkanoc bez szynki, żadnego fasonu nie posiadają.

Poniższy fragment tekstu wydany został drukiem
w przedwojennym felietonie Stefana Wiecheckiego
„Miłosierni fachowcy”. 

W zeszłem roku ide ja panie szanowny, na Bródno z żoną i z teściem i oczom swojem nie wierze.

Co jest, jak pragne wolności?
Ani jednego dziada pod bramą, w głównej alei także samo żadnego miłosiernego fachowca nie widać.

Przykro mnie się zrobiło, bo widze, że historyczne tradycje cholera bierze, a bez tego daleko nie zajedziem. Dawniej na cmentarzu było na co popatrzyć, a także samo posłuchać.

Jeden dziad „Usta milczą” wygrywał na harmonii, inny znowuż żałobne pieśń wyciągał o panu Wiśniewskim, co przed wojną na kościelnej ulicy zabił żone i troje dzieci. Trzeci na okarynie takie smutne tango zaiwaniał, że łzy same w oczach człowiekowi stawali. A jakie odpowiedzialne śpiewaczki byli, głosy mieli takie, że jak pobożne pieśni wyciągali, na sto kroków wszystkie świeczki i lampki gaśli.

A teraz co?
Cisza taka, że płakać się chce.

Totyż szliśmy z żoną i teściem tą główną aleją i złe byliśmy jak wielkie nieszczęście. Małżonkie szlag trafiał, bo siedmiu dziadom miała dać po groszu, żeby sie jej prześcieradła znaleźli, co ich ktoś z góry nawalił. Podobnież jak sie dziady zaczną modlić za jego dusze, takiej zgagi dostanie i pieczenia w gardle, że żywo prześcieradła odniesie. Ale gdzie tu znaleźć siedmiu dziadów, kiedy ich wszystkich co do sztuki policja w mamrze zamknęła.

Teść także samo był smutny, bo koszyk z żywnością taskał w którem jajka na twardo, schab, bigos w menażce i flacha sie znajdowali. A wiedział, że moja żona prędzej nas do spożycia nie dopuści, aż nie znajdziem tylu żebraków, ile ona potrzebuje.

Totyż chodziem po cmentarzu i chodziem, nogi w krzyż pacierzowy nam powłazili, a o zakąsce mowy nie ma.

Aż tu patrzyć, na boku pod brzozą stoi dziad.
Jakeśmy go zobaczyli, jak nie skoczem do niego, ale dotłoczyć sie było nie sposób. Trzy kolejki jenteresantów stojeli, a dziad tylko forse odbierał, obstalunki na pacierze przyjmował i jeszcze publikie sztorcował, żeby sie nie pchała.

Czekaliśmy z godzine, aleśmy sie nareszcie dopchali. Żona całe siedem groszy mu dała, a teść z radości piątkie dołożył, tyle że drobnych nie miał, dziad zmuszony był mu pietnaście groszy reszty wydać. I tu dopiero zrobiła sie hasena.

Ni z tego, ni z owego nadleciała policja, patrzy, że teść bierze pieniądze, znakiem tego za dziada sie zatrudnia, za halc go i do pudła. Pomylić sie było łatwo, bo prawdziwy żebrak ładnie sie nosił. Miał na sobie fest kapote ze skonksowem kołnierzem, dęciak i lakierowane kamasze, teść wyglądał przy niem jak łachudra.

Nie pomogły żadne tłumaczenia, zaprowadzili tatusia do komisariatu i dopiero w poniedziałek z innemi dziadami go wypuścili. Jakżeśmy przyszli po niego, z ledwością go można było poznać. Elegancko ostrzyżony, wąsy na Anglika, teść odmłodniał mnie najmarniej o dwadzieścia lat. To samo dziady i baby, z któremi razem siedział, każdemu jednemu wieku ubyło i fasonu nabrał, a także samo zdrowie odzyskał. Kule, szczudła, sztuczne nogi pod pachamy taszczyli i żwawo do domu zmiatali, żeby sie czasem do przytułku nie dostać.

No więc widzisz pan, że jednak akcja policji jest celowa i położy może wreszcie kres pladze żebractwa – ryzykuję nieśmiałą opozycję.

Wiadomo, że położy, już położyła. Ale co Zaduszki historyczny fason stracą, to stracą – uśmiechnął się smutno pan Piecyk i wyskoczył z tramwaju.

OGRODY WARSZAWSKIE – ZAKŁAD OGRODNICZY C. ULRICHA

0
OGRODY WARSZAWSKIE – ZAKŁAD OGRODNICZY C. ULRICHA
Zakład Ogrodniczy C. Ulricha - widok na szklarnie

Z historii Zakładów Ogrodniczych C. Ulrich – publikacja z 1885 roku.                      

Kolonia za Wolskiemi rogatkami na 4-ej, przy tak zwanej Górczewskiej drodze położona, składa się z 424 morgów dużej miary, ziemi mułkowatej, obficie z piaskiem przemieszanej, na pozór jałowej, a w istocie niezmiernie wzrostowi wszelkich drzew sprzyjającej. Ojciec G. Ulricha, nabył najprzód włókę ziemi za 15 tysięcy rs. (rubli srebrem – dop. J.D.), p. Gustaw dokupił w r. 1877 pięć morgów za 5 tysięcy rs. I 84 morgi w r. 1881 za rs. 8 tysięcy. Tym sposobem złożyła się całość. Znaczna część tego gruntu opasana jest parkanem, wszystko jest zregulowane i obecnie prawie całkowicie zajęte, pod uprawę rozmaitych roślin. Niepodobna opisywać szczegółowo niezmiernie rozległych szkółek, na kolonii w Górcach pomieszczonych. Składają się one z siewek, drzew owocowych, drzew i krzewów ozdobnych, zarówno liściastych jak i iglastych, róż szczepionych i dzikich, szparagów, konwalji, roślin cebulkowych itp. Każdej z tych hodowli poświęcimy słów kilka, koniecznych dla lepszego zrozumienia rzeczy.

Zakład Ogrodniczy C. Ulrich - prace gospodarcze
Zakład Ogrodniczy C. Ulricha – prace gospodarcze


Obok domu mieszkalnego, wraz z zabudowaniami gospodarczemi i wyborną piwnicą, znajdują się szklarnie i murowane skrzynie, do szczepienia i hodowli róż herbatnich przeznaczone. Naokoło domu założono piękny ogródek angielski, pełen rzadkich drzew i krzewów. Kwatera do niego przytykająca, przeznaczona jest na matki, które dostarczać mają zrazów. Matki te są jeszcze młode, zaszczepione po części na dziczkach, a po części na pigwach. Zrazy do szczepienia matek jak i drzewek owocowych pochodzą z ogrodu Pomologicznego w Warszawie, od braci Kaczyńskich, z Instytutu Maryjskiego, z Reuttlingon , od dra Lucasa, od Spulha z Berlina, od Simona Louis Freres z Plantieres pod Metzem. Pod siewkami drzew znajdowało się w r. z. 4 morgi gruntu, z czego osiągnięto około 300 tysięcy dziczków. W r. b. wysiano różnych pestek i ziarenek owocowych 165 kilogramów.


Pod szkółkami drzew owocowych znajduje się 8 morgów gruntu, na których mieści się około 100 tysięcy szczepków większych i tyleż mniej więcej jednolatek. W tej liczbie około 8000 drzewek na karły przeznaczonych. Sortyment drzew owocowych składa się z przeszło 400 odmian grusz, 330 odmian jabłoni, 50 odmian śliw, 60 odm. Wisien, nadto krzeków i krzewów owocowych około 200 odmian. Drzewka te są bardzo piękne, zdrowe, gładkie, z dobremi korzeniami, szczególniej zaś jabłonie i śliwy doskonale tu rosną. P. Zumbach, prowadzący szkółki w Górcach, pierwszy w kraju naszym zaczął rozmnażać na wielką skalę śliwy, za pomocą oczkowania na lubaszkach i damascenkach. Rezultaty wypadły bardzo pomyślnie.

Zakład Ogrodniczy C.Ulricha - szklarnie
Zakład Ogrodniczy C.Ulricha – szklarnie


Hodowla róż wzmogła się w Górcach w ostatnich latach. Otrzymano z siewu znaczną ilość podkładek, niemało też nabyto też gotowych zagranicą. Obecnie znajduje się w szkółkach 8 tysięcy róż piennych, około 30 tysięcy róż w korzeniu oczkowanych i 8 tysięcy róż herbatnich, zaszczepionych w zimie w szklarni. Z tej liczby 10 tysięcy róż, w korzeniu oczkowanych, posadzono do doniczek, a te, w chwili gdy to piszę, zaczynają podlegać pędzeniu w zakładzie przy ul. Ceglanej. Sortyment róż matek składa się z 560 odmian. Około 10-u morgów całej przestrzeni zajmują drzewa i krzewy dzikie. Stanowią one chwałę zakładu, wszystkie bowiem odznaczają się zdrowiem, pięknym wzrostem i dorodnością. Sortyment bardzo bogaty, bo złożony z 700 przeszło odmian i gatunków, kompletowano przez lat kilkanaście w Muskau i u L. Spatha. Jest on też niewątpliwie najbogatszy z tych, które posiadają nasze zakłady ogrodnicze.

Zakład Ogrodniczy C.Ulricha - hodowla drzew owocowych
Zakład Ogrodniczy C.Ulricha – hodowla drzew owocowych


Z pomiędzy drzew i krzewów ozdobnych, tu znajdujących się, na szczególną wzmiankę dla swej piękności lub osobowości zasługują:
Acer purpureum Reitenbachi, z liśćmi brunatno-czerwonemi, A. Leopoldi, o liściach biało upstrzonych; Betula alba fastigiata – brzoza piramidalna; B. pendula elegans Youngi, najładniejsza z brzóz płaczących; Crataegus oxyacantha kermesina pl; o kwiatach pełnych, purpurowych; Fraxinus alba aucubaefolia, jesion o wielkich, żółtoupstrzonych liściach; F. excelsior elegantissima, z drobnemi liśćmi; Populus alba Bolleana, srebrna topola, z kształtu włoską przypominająca; P. balasamifera macrophylla, topola wielkolistna; Prunus serotina cartilaginea, krzew o bardzo pięknych, lśniących liściach skórkowatych. Dalej dęby wielkolistne lub ozdobne: Quercus macranthera, macrocarpiaQ robur argentino-marginata; Concordia macrophylla, pendula Dauresi itp. Z akacyj: Robinia pseudo-acacia crispa, z kędzierzawemi liśćmi; R. p. a. cylindrica, o gałęziach skręconych. Z wierzb wspomnimy chociaż jedną: Salix vitelina Britzensis, drzewo o gałęziach czerwonych. Z lip odznaczają się wielkim liściem i wspaniałym wzrostem: Tilia americana laxiflora purpurea z drobnemi purpurowemi liśćmi; U. fastigiata Dampieri, piramidalny i inne. Dobór drzew iglastych składa się z 40-tu odmian i gatunków. Są to przeważnie młode, lecz piękne okazy.

Zakład Ogrodniczy C.Ulricha - plantacja drzewek ozdobnych
Zakład Ogrodniczy C.Ulricha – plantacja drzewek ozdobnych


Obok wymienionych artykułów, hodują się na kolonii na wielką skalę: szparagi oraz konwalie. Konwalie zajmują obecnie 1,5 morgi gruntu, jest to więc niewątpliwie największa w kraju hodowla. Próbowano też tu uprawy roślin cebulkowych, a w szczególności hiacyntów, które obecnie zajmują pół morgi ziemi. Sortyment roślin cebulkowych składa się z 200 odmian. Gdy w zeszłym lecie, oprowadzając p. Mollera, redaktora „Deut. Gart. Zeit” zwiedziłem kolonię, wyjmowano przy nas cebulki hiacyntów tak wielkie, zdrowe i piękne, jak holenderskie, które wzbudzały podziw znawcy. Jest nadzieja, że hodowla ta wkrótce się rozszerzy.


Szkółki w Górcach były odwiedzane przez wielu znamienitych ogrodników swojskich i cudzoziemskich, jako jedna z ciekawszych rzeczy, które istnieją w Warszawie i okolicach. Ich wyborny stan, jednakowo bujny wzrost wszystkich prawie gatunków i odmian drzew, oraz wzorowe utrzymanie, zjednywają im całkiem zasłużone pochwały. Niewątpliwie szkółka w Górcach jest jedną z piękniejszych w całej Europie.
Ciekawą też może być rzeczą, jakie jej urządzenie pociągnęło za sobą koszta. Kończymy tedy nasz opis, sumarycznem obliczeniem wydatków, poniesionych przez pp. Ulrichów ojca i syna, na doprowadzenie szkółek do takiego stanu, w jakim się one dziś znajdują:
Ziemia kosztowała ……………………………………………………………………………… rs. 28000
Regulówka po rs. 100 morga …………………………………………………………….. rs. 4000
Budynki ………………………………………………………………………………………………. rs. 6000
Ogrodzenia ………………………………………………………………………………………. ..rs. 3000
Nabycie różnych roślin ……………………………………………………………………….. rs. 15000
Pensye personelu, robotników, nawóz, narzędzia, trzymanie koni …… rs. 14000
Ogółem ……………………………………………………………………………………………. rs. 70000
aż do r. 1855, nielicząc naturalnie procentów od wyłożonego kapitału.
W ciągu dwóch lat ostatnich, kolonia zaczyna przynosić dostateczny procent, a wartość jej, obliczona na minimum w ziemi, budynkach, parkanach, inwentarzu i roślinach, wynosi 140 do 150 tys. rubli.
E. Jankowski

 

Zakład Ogrodniczy C. Ulricha - hodowla roślin egzotycznych
Zakład Ogrodniczy C. Ulricha – hodowla roślin egzotycznych