Od piątku, tj. 23 września, startuje pierwszy Festiwal Piwa na Browarach Warszawskich.
Miejsce historycznie związane z aromatem chmielu i smakowitą pianką na zwieńczeniu szkła.
Prognozy pogody przewidują zdecydowaną poprawę aury. Znakiem tego będzie okazja do rodzinnego pikniku, dla maluczkich i ciut starszych. Festiwal potrwa do niedzieli 25 września.
Piwo lane z beczki ma swój wyjątkowy smak – foto ze strony Browarów Warszawski
Pomnik Drzewa Pawiackiego - Muzeum Więzienia Pawiak
14 września, w Muzeum Więzienia Pawiak, odbyło się spotkanie poświęcone publikacji przygotowanej przez Państwowe Muzeum na Majdanku i wydawnictwo Prószyński i S-ka.
Muzeum Więzienia Pawiak w Warszawie
Nasza bohaterka, Pani Danuta Brzosko-Mędryk, urodziła się w Pułtusku w 1921 r. Podczas okupacji uczestniczyła w tajnym kursie licealnym prowadzonym przez grono pedagogiczne Gimnazjum im. Królowej Jadwigi w Warszawie. Została dwukrotnie aresztowana przez gestapo. Po raz pierwszy 16 lipca 1940 r. podczas egzaminu maturalnego w mieszkaniu przy ulicy Śniadeckich w Warszawie. Razem z koleżankami i nauczycielkami została osadzona w więzieniu na Pawiaku, gdzie udało jej się zdać ustny egzamin maturalny w trakcie więziennego spaceru (!)
Po 3 tygodniach spędzonych w więzieniu śledczym Pawiak (ul. Dzielna 24/26), została zwolniona. Po raz drugi zatrzymano ją w związku z działalnością w ZWZ-AK w domu rodzinnym przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie w sierpniu 1942 r. Po pięciomiesięcznym pobycie na Pawiaku, 17 stycznia 1943 r. została wysłana do niemieckiego obozu koncentracyjnego Majdanek (KL Lublin).
Danuta Brzosko-Mędryk na zdjęciu z 1956 r.
Początkowo pracowała w kolumnie podwórzowej (tzw. Hoffkolonne), oraz jako sprzątaczka w barakach załogi SS (Reininungskommando). Później zatrudniono ją w szpitalu obozowym na rewirze dla kobiet, w charakterze pielęgniarki. Była też pierwszą spikerką fikcyjnego Radia Majdanek.
Obozowy pasiak autorki wspomnień
To unikalne przedsięwzięcie miało na celu zorganizowanie takiej formy rozrywki kulturalnej, która umożliwiłaby choć chwilowe oderwanie się od realiów życia obozowego. Od tej pory w bloku więźniarek przywiezionych z więzienia Gestapo na Pawiaku codziennie nadawano pełne humoru audycje poranne i wieczorne.
Okupacyjny plakat antyniemieck
„Hallo, hallo! Koleżanki! Obecnie lansujemy nową i bardzo oryginalną modę: sukienki wyłącznie w ciemnoniebieskie i szare pasy (…). Pończochy obecnie nosi się od pary. Jeśli jedna jest czarna, to druga beżowa, albo jedna brązowa a druga jasnopopielata (…). Pantofle modne są na grubej, drewnianej podeszwie, wierzch z papierowego płótna (…). Zamiast kapeluszy nosi się obecnie wszelakiego rodzaju chustki, raczej nie jaskrawe możliwie ciepłe. Na tym kończymy komunikat mody”.
Ryzykując życie, robiła również notatki dotyczące funkcjonowania obozu, a sporządzone potajemnie zapiski przemycała na wolność dzięki pomocy cywilnych robotników zatrudnionych na terenie Majdanka.
Zaproszeni goście podczas oglądania filmu z udziałem głównej bohaterki.
W kwietniu 1944 r. Danuta Brzosko-Mędryk została deportowana do KL Ravensbrück, stamtąd zaś odesłano ją do Komanda Lipsk, podobozu KL Buchenwald
Po wojnie Danuta Brzosko ukończyła studia na Wydziale Stomatologii Uniwersytetu Łódzkiego. Była świadkiem podczas toczącego się w Nowym Jorku procesu ekstradycyjnego byłej nadzorczymi z KL Lublin Herminy Braunsteiner-Ryan oraz w procesie członków załogi Majdanka w Düsseldorfie. Jej wspomnienia, m.in. „Niebo bez ptaków”, „Czy świadek szuka zemsty?”, „Matylda”, są nieocenionym źródłem wiedzy o historii KL Lublin i niemieckiej okupacji.
Powitanie zaproszonych gości i wprowadzenie do okolicznościowego spotkania.
Marta Grudzińska z Państwowego Muzeum na Majdanku i Joanna Gierczyńska z Muzeum Więzienia Pawiak, w rozmowie z Justyną Dżbik-Kluge, opowiedziały kim była główna bohaterka, Pani Danuta Brzosko-Mędryk.
Poznajmy nowe osoby na dyrektorskich stanowiskach w przedszkolach i szkołach Dzielnicy Wola.
Początek roku szkolnego 2022/2023 przyniósł zmiany wśród zarządzających wolskimi placówkami oświatowymi.
Poznajmy ich.
Monika Ciżewska-Maleńka
Monika Ciżewska Maleńka od 1 lipca 2022 roku dyrektor Szkoły Podstawowej nr 403 w Warszawie przy ul. K. Karlińskiego 6
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 403 w Warszawie, ul. K. Karlińskiego 6.
Od 1 lipca 2022 r.
Jest nauczycielem dyplomowanym z 17-letnim stażem pracy pedagogicznej, w tym 12-letnim w wolskich placówkach oświatowych.
Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego.
Ukończyła studia licencjackie na kierunku pedagogika w zakresie pedagogiki resocjalizacyjnej oraz studia magisterskie na kierunku politologia w zakresie profilaktyki społecznej i resocjalizacji ze specjalnością wychowawczą.
Posiada wykształcenie podyplomowe w zakresie: oligofrenopedagogiki z terapią pedagogiczną, edukacji początkowej i terapii pedagogicznej dzieci ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się oraz polityki i zarządzania oświatą. Jest doświadczonym nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej, nauczycielem wspierającym, terapeutą pedagogicznym, rewalidatorem.
Chciałaby, aby kierowana przez nią szkoła była miejscem, gdzie uczniowie, rodzice i nauczyciele mają do siebie zaufanie i współpracują ze sobą na rzecz rozwoju swojego i placówki. Wierzy, że uda się jej to osiągnąć dzięki współpracy różnych środowisk. Bliska jest Jej idea szkoły otwartej, zaangażowanej oraz efektywnej. Takie połączenie postaw i działań pozwoli jej zdaniem na uzyskanie wysokich rezultatów pracy.
W wolnych chwilach bardzo lubi słuchać muzyki, sięga po dobrą książkę, uwielbia pływać i zwiedzać ciekawe miejsca.
Magdalena Kamirska
Magdalena Kamirska od 1 września 2022 r. dyrektor Przedszkola nr 133 w Warszawie przy ul. Okopowej 7a
Dyrektor Przedszkola nr 133 w Warszawie, ul. Okopowa 7a.
Od 1 września 2022 r.
Jest nauczycielem dyplomowanym z prawie 20-letnim stażem pracy w przedszkolu, z doświadczeniem na stanowisku wicedyrektora.
Na Uniwersytecie Warszawskim ukończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika w zakresie edukacji początkowej z reedukacją, oraz studia podyplomowe w zakresie zarządzania oświatą w Wyższej Szkole Gospodarki Euroregionalnej.
Za główny cel na stanowisku dyrektora stawia sobie kierowanie przedszkolem w sposób profesjonalny i innowacyjny. W zarządzaniu placówką stawia na dialog oraz współpracę z przedstawicielami rożnych środowisk społecznych na rzecz dobra dzieci, ich rodziców i pracowników.
Prywatnie interesuje się sportem (lekkoatletyką oraz siatkówką). W wolnym czasie sięga po dobrą książkę, podróżuje. Nie lubi nudy, marazmu i stagnacji.
Anna Kwiatkowska – Rehan
Anna Kwiatkowska-Rehan od 1 września 2022 r. dyrektor Przedszkola nr 172 w Warszawie przy ul. Żytniej 71
Dyrektor Przedszkola nr 172 im. Danuty Wawiłow w Warszawie, ul. Żytnia 71.
Od 1 września 2022 r.
Jest nauczycielem dyplomowanym z 11-letnim stażem pracy w przedszkolu, z doświadczeniem na stanowisku wicedyrektora.
Jest absolwentką Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Ukończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika specjalna (ze specjalnością wczesna interwencja, wychowanie przedszkolne) oraz studia podyplomowe w zakresie polityki i zarządzania w oświacie na Uniwersytecie Warszawskim. Posiada dyplom ukończenia kursu w zakresie alpakoterapii i prowadzi zajęcia wspomagające dla dzieci z niepełnosprawnością. Jest autorką wielu programów edukacyjnych propagujących ideę wolontariatu.
Za główny cel na stanowisku dyrektora stawia sobie zapewnienie wszechstronnego i bezpiecznego rozwoju dzieci w oparciu o ponadczasowe wartości takie jak prawda, dobro i piękno.
Prywatnie jest propagatorką aktywnego i ekologicznego trybu życia. Interesuje się turystykę górską i jeździ na rowerze.
Agnieszka Maksimczuk
Agnieszka Maksimczuk od 1 września 2022 r. dyrektor Przedszkola nr 238 Tęczowy Pajacyk w Warszawie przy ul. Monte Cassino 5
Dyrektor Przedszkola nr 238 Tęczowy Pajacyk przy ul. Monte Cassino 5.
Od 1 września 2022 r.
Nauczyciel dyplomowany z 14-letnim stażem pracy pedagogicznej. Absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Ukończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika przedszkolna (ze specjalnością pedagogika przedszkolna z terapią pedagogiczną) oraz studia podyplomowe w zakresie zarządzania i marketingu w oświacie.
W pracy zawodowej kieruje się przede wszystkim dobrem dziecka, dąży do jego pełnego rozwoju. W tym celu, we współpracy ze specjalistami i instytucjami wspierającymi rozwój dzieci wykorzystuje nowoczesne metody i formy pracy.
W życiu prywatnym jest mamą dorosłej córki i szczęśliwą babcią dwójki wnuków. W wolnych chwilach uwielbia piesze wycieczki po górach, łowi ryby i spędza czas z rodziną na działce.
Urszula Ptaszyńska
Urszula Ptaszyńska od 1 września 2022 r. dyrektor Szkoły Podstawowej nr 139 im. Ludwiki Wawrzyńskiej w Warszawie przy ul. Syreny 3/5
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 139 im. Ludwiki Wawrzyńskiej w Warszawie przy ul. Syreny 3/5.
Od 1 września 2022 r.
Jest nauczycielem dyplomowanym z 39-letnim stażem pracy pedagogicznej, w tym 38 lat w Szkole Podstawowej nr 139 im. Ludwiki Wawrzyńskiej w Warszawie, gdzie od 2007 roku pełni funkcję wicedyrektora szkoły.
Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończyła studia magisterskie na Wydziale Pedagogicznym na kierunku pedagogika oraz studia podyplomowe w zakresie edukacji początkowej i reedukacji. Posiada również dyplom ukończenia studiów podyplomowych w zakresie zarządzania oświatą.
Chciałaby stworzyć szkołę bezpieczną, ciepłą i przyjazną, gdzie dzieci będą miały dobre emocje, odnosiły sukcesy na miarę swoich możliwości, gdzie będzie oceniany wysiłek, a nie tylko sukces.
Prywatnie interesuje się literaturą faktu. Lubi wycieczki po Polsce i robótki ręczne.
Angelika Riabinow
Angelika Riabinow od 6 sierpnia 2022 r. dyrektor XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie przy ul. Wolność 1
Dyrektor XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie przy ul. Wolność 1/3.
Od 6 sierpnia 2022 r.
Jest nauczycielem dyplomowanym z prawie 20-letnim stażem pracy w szkole. Od 5 lat pracowała na stanowisku wicedyrektora. Ukończyła z wyróżnieniem wyższe studia magisterskie na wydziale filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i podyplomowe studia z zarządzania oświatą. Pasjonatka uczenia. W edukacji najważniejszy jest dla niej Człowiek.
Za główny cel na stanowisku dyrektora stawia sobie odpowiedź na zróżnicowane potrzeby uczniów oraz tworzenie szkoły otwartej i przyjaznej, gdzie uczniowie nie boją się krytycznie myśleć.
W czasie wolnym czyta książki i biega.
Ewa Ślarzyńska
Ewa Ślarzyńska od 1 września 2022 r. dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Nr 2 w Warszawie przy ul. Karolkowej 53A
Dyrektor Poradni Psychologiczno–Pedagogicznej Nr 2 w Warszawie, przy ul. Karolkowej 53A.
od 1 września 2022 r.
Jest pedagogiem specjalnym, terapeutą pedagogicznym i nauczycielem dyplomowanym. Ukończyła Akademię Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie na kierunku pedagogika specjalna ze specjalnością pedagogika korekcyjna, oraz studiów podyplomowych z zakresu wczesnego wspomagania rozwoju dziecka dla pedagogów specjalnych, a także organizacji i zarządzania oświatą w Wyższej Szkole Kształcenia Zawodowego we Wrocławiu. W systemie oświaty pracuje od 18 lat – szkoły podstawowe i poradnia psychologiczno – pedagogiczna. Posiada doświadczenie w pracy z dziećmi i młodzieżą z niepełnosprawnością intelektualną oraz specyficznymi trudnościami w uczeniu się. W ostatnich latach uczestniczyła w licznych szkoleniach i kursach związanych z diagnozą i terapią dzieci z dysleksją, dysgrafią i dyskalkulią.
W pracy zawodowej kładzie szczególny nacisk na wczesne wykrywanie deficytów rozwojowych u dzieci i ich wyrównywanie oraz szeroko rozumiane wsparcie dzieci i młodzieży, a także rodziców i nauczycieli w procesie edukacji i wychowania.
Prywatnie mama trojaczków oraz miłośniczka literatury Agathy Christie.
Marek Wąsowski
Marek Wąsowski od 1 września 2022 r. dyrektor Szkoły Podstawowej nr 386 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie przy ul. Grenady 16
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 386 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie przy ul. Grenady 16.
Od 1 września 2022 r.
Jest nauczycielem dyplomowanym z 34-letnim stażem pracy pedagogicznej, w tym 15 lat na stanowisku wicedyrektora. Ukończył Wyższeą Szkołę Inżynierską im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu, ukończył studia magisterskie na Wydziale Mechanicznych na kierunku informatyka. Posiada również dyplom ukończenia studiów podyplomowych w zakresie organizacji i zarządzania placówką oświatową.
Jako dyrektor położy szczególny nacisk na budowanie w szkole atmosfery sprzyjającej zdobywaniu przez uczniów wiedzy i umiejętności dających dzieciom perspektywy i szanse rozwoju na całe życie, a uczniowie w szkole czuli się bezpiecznie, rozwijając się i odnosząc sukcesy w życiu szkolnym i pozaszkolnym.
Prywatnie interesuje się projektowaniem i aranżacją wnętrz, dobrą książką (science fiction, kryminał) i motoryzacją. Lubi piesze wycieczki górskie
„Czym więc jest wolność? Moc, by żyć tak, jak się chce ” – Marcus Tullius Cicero
Pozwólcie Państwo, że podobnie jak w poprzednich artykułach, posłużę się archiwalnym zapisem z połowy XIX wieku – Popularno-Naukowy Kalendarz Warszawski Józefa Ungera, na rok przestępny 1856 (źródło-polona.pl). W tekście zawarłem oryginalną pisownię.
Wolność, ku okopom i cmentarzowi Ewangelickiemu, pomiędzy Nowolipkami a Nowolipiem, zajmuje Nra 2500 do 2507. Cyrkuł 6. Ulica ta ztąd nazwisko swoje otrzymała, iż w r. 1771 dotykała do domu zwanego prochownią Rzplitej, a którego brama zkąd więźniów na wolność wypuszczano, na nią wychodziła.
Pierwotnie ulica była gościńcem w kierunku Babic, oraz stanowiła dogodną drogę do terenów, na których odbywały się Wolne Elekcje królów Polskich – warszawskie Koło.
Ulica Wolność rozpoczyna swój bieg na rozwidleniu z ulicą Żytnią. Miejsce dość charakterystyczne z uwagi na ustawiony w tym miejscu metalowy krzyż, miejsce zbiorowej mogiły poległych w powstaniu kościuszkowskim Polaków i Rosjan.
Ze starej zabudowy nic nie przetrwało pożogi wojennej, a szkoda. Na zdjęciu z kwietnia 1935 r. widzimy budynek, w którym mieścił się Dom noclegowy dla bezdomnych chłopców Towarzystwa Ognisk dla Młodzieży przy ul. Wolność 14 w Warszawie.
Dom noclegowy dla bezdomnych chłopców Towarzystwa Ognisk dla Młodzieży przy ul. Wolność 14 – NAC
Długość ulicy nie była imponująca, to fakt. Zabudowa dość zróżnicowana, od pospolitych „parterówek”, do kamienic dwu i czteropiętrowych. Na uwagę zasługuje narożnik ulicy Wolność i Nowolipek. Posesja okazała, ciekawie wpisująca się w okoliczny krajobraz (zdjęcie poniżej).
Wolność 10 Nowolipki 85 Zdjęcie z Archiwum Państwowego.
Ciekawostką jest fakt, że przy narożniku Wolność 21 z Okopową, wznosiła się kamienica o adresie Okopowa 30. Tu mieszkał Król Kercelaka, Łukasz Siemiątkowski, znany również jako Tata Tasiemka. Niestety nie natrafiłem na zapis fotograficzny tego domu, w zastępstwie mam fragment planu miasta z oznaczeniem zabudowań:
Okopowa 30 – kamienica, w której mieszkał Łukasz Siemiątkowski
Na zakończenie pozostawiłem smakowity kęs historii. Sprawa dotyczy posesji w początkowym biegu ulicy Wolność. Może zacytuję fragment postu, którego autorem jest Jarek Zuzga, głównodowodzący portalem Okno na Warszawę.
Odkrycia dokonaliśmy wspólnie z Pawłem Starewiczem, mistrzem eksploracji różnych dziwnych miejsc w Warszawie. Pewnego wieczoru podczas wycieczki po jednej z historycznych dzielnic, znaleźliśmy teczkę z dokumentami pochodzącymi z XIX wieku, pisanymi jeszcze cyrylicą. Dokumenty dotyczą nieruchomości zlokalizowanej przy ulicy Wolność na warszawskim Muranowie, jest to akt notarialny działki o numerze 2500 b i c oraz dokładny plan architektoniczny fabryki, która stała w tym miejscu. Akt notarialny opatrzony jest carską pieczęcią. Dokument datowany na 1881 rok, wydany jest na nazwisko Adolf Rentel. Tu pojawia się pierwsza zagadka: kim on był? Prawdopodobnie mowa jest o rodzonym bracie słynnego Józefa Rentla, założyciela i wieloletniego dyrektora Fabryki Powozów „Rentel i Spółka”, zlokalizowanej przy Lesznie. Adolf był młodszym bratem Józefa, był mistrzem garbarskim i zmarł na początku XX wieku. Nie wiadomo, do czego wykorzystywał działkę przy ulicy Wolność, i czy to on wybudował na niej obiekty fabryczne, których opis mamy na odnalezionych dokumentach.
Plany architektoniczne datowane są na 1912 rok i podpisane są nazwiskiem Gebel. Wyglądają tak:
Plany architektoniczne datowane są na 1912 rok – Okno na Warszawę
Na podstawie planów odtworzono zabudowę dawnej fabryki. Wspaniałe efekty 3D i mrówcza praca Pana Michała Chęcińskiego.
Na odnalezionych dokumentach są mapki sytuacyjne. Gwoli wyjaśnienia: wówczas działka oznaczana była numerem 2500b/c lub Wolność 4, dziś na tym terenie stoi dom o adresie Wolność 2
Cyfrowe odtworzenie obiektu – Michał Chęciński
Współczesne programy graficzne mają ogromne możliwości. Tak wyglądała hala produkcyjna:
Główny budynek fabryczny rys. Michał Chęciński
A dla porównania budynku od strony ulicy Wolność, fotografia z 1938 roku – Referat Gabarytów Archiwum Państwowego m.st. Warszawy.
Wolność 4 – Archiwum Państwowe, Referat Gabarytów
I kolejny fragment autorskiego opracowania Okno na Warszawę i Michała Chęcińskiego. Wszystko gra na medal:
Odbudowa budynku w 3D – Michał Chęciński
Dla mnie bez pudła! Tylko pogratulować drodzy Panowie. Wolność jak przed wojną.
Stragany, przekupki, zabytkowe pojazdy, potrawy kuchni warszawskiej, pokaz mody z epoki, piosenki Hanki Ordonówny, gry i zabawy sportowe, koncerty.
W sobotę 10 września od godziny 12.00 u zbiegu al. Solidarności, ul. Okopowej i Leszno odbędzie się święto Woli.
Tegoroczny Kercelak ma swój tytuł Dziś panna Andzia ma wychodne. To nawiązanie do tekstu piosenki ze słowami Władysława Szlengla, autora tekstów kabaretowych i piosenek, który w latach trzydziestych XX wieku mieszkał w stojącej do dziś, zabytkowej kamienicy przy Waliców 14.
Tematem przewodnim będą kobiety.
Wystąpią utalentowane artystki, będą pokazy przedwojennej mody.
Organizatorzy obiecują rónież profilaktykę zdrowia uczestniczek imprezy.
W przygotowanej strefie prozdrowotnej stanie mammobus i osteobus, w których panie będą mogły się przebadać.
Dla dzieci zapewnione będą gry, zabawy i zajęcia rekreacyjne z nagrodami.
Zanim zagra gwiazda wieczoru, na scenie pojawi się teatr dla dzieci, który wykona przedstawienie oparte o warszawskie legendy.
Program
12:00-18:00
ekspozycja strojów, pojazdów i urządzeń sprzed lat, strefa handlowa, strefa sportowo – rekreacyjna, strefa zdrowotno – pomocowa, strefa kulturalno – oświatowa.
Na scenie:
12:30 – Legenda o Złotej Kaczce
14:00 – Rewia mody sprzed 100 lat
14:30 – piosenki Hanki Ordonówny – koncert w wykonaniu Izabeli Kniaź
16:00 – spotkanie z Grzegorzem Kalinowskim, autorem kryminałów retro
W dniu wczorajszym, punktualnie o godzinie 16.00, rozpoczęła się miła dla wielu serc okoliczność. To wyraz szacunku i niski ukłon w stronę historii Polskich Karaimów.
Duża grupa zaproszonych gości i okoliczni mieszkańcy, krótkie przemówienia włodarzy warszawskiej Dzielnicy Wola oraz przedstawicieli społeczności Karaimskiej. Dało się uchwycić wyjątkowy nastój towarzyszący wydarzeniu. Nieskrywana radość zagościła w sercach i na twarzach przybyłych gości.
Odsłonięcie tablicy
Momentem kulminacyjnym było odsłonięcie tablicy z nazwą Skwer Karaimski. Miejsce na stałe wpisało się w mapę warszawskiej Woli. Zbieg ulic Redutowej i Pustola – w bezpośrednim sąsiedztwie jedynej w kraju nekropolii wyznaniowej Karaimów.
Ceremonii odsłonięcia dokonali:
Przewodnicząca Rady Ewa Statkiewicz
Burmistrz Krzysztof Strzałkowski
Rada i Zarząd Dzielnicy Wola m.st. Warszawy
Ze strony Fundacii Karaimskie Dziedzictwo:
Anna Sulimowicz-Keruth – członkini Zarządu Fundacji Karaimskie Dziedzictwo
Adam Dubiński – prezes Zarządu Fundacji Karaimskie Dziedzictwo
Pan Adam Dubiński, Prezes Zarządu Fundacji Karaimskie Dziedzictwo
Po części oficjalnej na scenę wkroczyli artyści. Rozpoczęły się występy o pełnym egzotyki orientalnym brzmieniu, w barwnych strojach i niecodziennym języku. Języku, który przez wieki rozbrzmiewał na Kresach dawnej Rzeczypospolitej. Przemiła atmosfera, doniosła okoliczność, piękna muzyka i sprawna organizacja
Udział wzięli:
Mykhailo Kulichenko
Karolina Cicha wraz z zespołem
Zespół taneczny Dostlar
Pochodzący z Ukrainy Karaim, Mykhailo Kulichenko
W 1936 roku Selm RP zagwarantował Karaimom swobodę praktyk religijnych, możliwość kultywowania tradycji i języka narodowego. Język Karaimski wpisany jest na listę zagrożonych języków UNESCO. Najmniejsza w naszym kraju grupa etniczna ratuje swoją wielowiekową historię. To piękny i godny gest.
Karolina Cicha & Spółka
Kilka słów o sąsiadującym ze skwerem cmentarzu (za Wikipedia):
Pierwotnie, około 1887 roku, nekropolia karaimska miała powstać na terenie ówczesnej gminy Bródno, w sąsiedztwie Kirkutu Praskiego oraz Cmentarza Bródnowskiego. Ostatecznie cmentarz otwarto na drugim krańcu przedmieść Warszawy, na Woli.
Patrycja Betley
Karolina Matuszkiewicz
Mateusz Szemraj
Na miejscu zainstalowano okolicznościową wystawę prezentującą historię społeczności karaimskiej: “Karaimi Najmniejsza Mniejszość”, która została sfinansowana ze środków Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Skrzyżowanie ulic Wolskiej i Młynarskiej w latach 30.
Dziś trudno odnaleźć punkt odniesienia do współczesnej scenografii. Jedynie tramwaj skręcający w kierunku zajezdni podpowiada, że patrzymy na skrzyżowanie ulic Młynarskiej i Wolskiej.
Szczytowe ściany wysokich kamienic, a od frontu dość marnej prezencji parterówki i piętrowa zabudowa mieszcząca liczne sklepiki, lokale usługowe, oraz szemranerestauranty o dość ulotnej reputacji. W narożnym budyneczku, z charakterystycznym „zwieńczeniem” nad wejściem, działał przez lata bar „Pod wielkim cycem”.
Nazwę wymyślili stali klienci płci zdecydowanie brzydszej, a powstała na cześć właścicielki lokalu, kobiety o potężnym „wyprzedzeniu”, czyli ponadprzeciętnym walorze osobistym – pani Florentynie Franc. Z racji dość dynamicznych okoliczności, jakie miały tu miejsce, dziennikarze prasowi opisywali lokal jako „Bar pod wydatnym biustem”.
Taka nazwa zdecydowanie lepiej brzmiała w uszach ówczesnej cenzury. By zachować „historyczną prawdę”, należy w tym miejscu przytoczyć kilka specjałów z kuchni „Cioci Flory”. Zaglądamy więc do skarbca gastronomicznych delicji:
Bigos na goloneczce
Świńskie ucho w sosie chrzanowym
Świńskie ogony w sosie musztardowym
Cynaderki wołowe w sosie cebulowym
Cynadry wieprzowe z kaszą gryczaną i skwarkami
Marynowane ozory w galarecie
Dziś możemy obejść się smakiem, takich rarytasów i „nieba w gębie” nie uświadczymy. Bo kiedyś liczyły się sprawdzony przepis i jakość produktów, dziś szybki przerób i jeszcze szybszy zysk.
Nieodłącznym wspomaganiem każdego smakosza był ankohol w swej najczystszej postaci. Rzecz jasna nie zawsze z oficjalnej dystrybucji, czasem od lokalnych bimbrowników, jednak w ocenie wybitnych znawców tematu – prima sort.
Kamienica Lisowskich w 1938 roku, najwyższa w ciągu budynków. Zdjęcie: Referat Gabarytów
Po przeciwnej stronie ulicy Młynarskiej wznosił się okazały ciąg kilkupiętrowej zabudowy. Kamienic, które swym wyglądem wpisywały się w zaszczytne miano wielkomiejskiego formatu. Fotografia ułatwi nam przypisanie adresów.
Słów kilka o miejscu najbardziej popularnym pośród okolicznych mieszkańców, oraz półświatka handlowego z pobliskiego Kercelaka. Narożna kamienica (Wolska 32/Młynarska 3), która mieściła na przestrzeni lat dwa kina i teatr:
Kino Europa (przed 1924 r.)
Teatr Popularny Stefana Wiecheckiego (1924/1926)
Kino Italia (1927/1944)
Kino Italia, narożny budynek o dwóch adresach – Wolska 32/Młynarska 3 Zdj. A.P. Referat Gabarytów
W południowej części ulicy Młynarskiej dominował wjazd na teren zajezdni tramwajowej, zwanej niegdyś RemizaWola.
W 1907 r. w związku z planami elektryfikacji sieci tramwajowej całość przebudowano. Od podstaw została zbudowana 8-torowa hala czołowa, mogąca pomieścić 56 wagonów. Zbudowano także nowy budynek stolarni i lakierni oraz magazyn i kotłownię. Zbudowana zajezdnia była nieprzelotowa, wjazd i wyjazd odbywały się przez skrzyżowanie ulic Wolskiej i Młynarskiej.
Po przeciwnej stronie ulicy Młynarskiej zbudowano jednocześnie hale i budynki pomocnicze Warsztatów Głównych. Budynek widoczny na zdjęci to siedziba Dyrekcji Tramwajów i Autobusów – Młynarska 2. Gmach wzniesiono w pierwszej dekadzie XX wieku.
Młynarska 2 – wjazd na teren zajezdni tramwajowej w czerwcu 1931 r. Zdj. NAC
Teraz przyszła kolej na jedyną ocalałą do dziś kamienicę sprzed pierwszej wojny światowej. Budynek wzniesiono dla wybitnego lekarza psychiatry, powstańca styczniowego, działacza społecznego i filantropa – Leona Lejzora Goldsobela.
Tomasz Lisowski (późniejszy właściciel), zadebiutował na rynku jako handlarz galanterią skórzaną, prowadzący sklep przy ulicy Żelaznej 68. Podczas I wojny światowej osiągnął pokaźne zyski przy produkcji militariów. Po wojnie zmienił profil na produkcję uszczelek, pasów transmisyjnych i wielu innych artykułów technicznych, wytwarzanych z surowca naturalnego. Kiedy wszedł w posiadanie wspomnianej kamienicy? Prawdopodobnie w latach 1925/1926. Pierwszy właściciel, Leon Goldsobel, zmarł 12 września 1925 r.
Ciekawe wspomnienie tego miejsca przedstawił Jerzy S. Majewski w artykule Wielkie miasto na Woli, oto wybrane fragmenty:
„Przedwojenna Wola, główny ośrodek robotniczy Warszawy, miała wygląd zaniedbanego prowincjonalnego miasteczka, pozbawionego wszelkiej estetyki i najprymitywniejszych urządzeń higieny” – tak pisano w 1949 r. w książce „Warszawa, stolica Polski” opublikowanej przez Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy. Tekst miał charakter propagandowy, ale opinia na temat Woli była w dużym stopniu prawdziwa. Z tą różnicą, że po prowincjonalnych miasteczkach nie jeździła komunikacja tramwajowa. Na Woli, obok nędznych bud, wznosiły się prawdziwie wielkomiejskie kamienice. Taką właśnie była kamienicaLisowskich przy Młynarskiej 7.
Powstała przed 1906 r. na posesji należącej do barona Lessera. Ma wysokość aż czterech pięter. Jej elewacje musiał opracować dobry architekt. Nawiązują do sztuki baroku i wczesnego klasycyzmu. Elewację wyższych pięter architekt zrytmizował rzędem pilastrów wysokich na trzy kondygnacje. Całość zwieńczył niski półkolisty szczyt. Między oknami znalazły się dekoracje sztukatorskie w formie medalionów i girland, zaś nad balkonem pierwszego piętra ozdobny kartusz z inicjałami właściciela kamienicy: TL – Tomasza Lisowskiego. Parter zajęły sklepy. Pośrodku była brama wiodąca na podwórko studnię ujęte z boków i tyłu oficynami. Pośrodku podwórka znajdował się owalny trawnik otoczony wysoką ozdobną kratą. Rosła na nim nie tylko trawa, ale też jakieś drzewa.
„Na podwórze przychodzili handlarze starzyzną, szklarze i ci, co ostrzą noże. Przychodzili śpiewający żebracy czy grajkowie, kataryniarze z małpką lub papugą. Była to dla nas, dzieci, atrakcja. Babcia dawała nam monety, które zwijaliśmy w papierki i rzucaliśmy na podwórze” – pisała w liście pani Grabowska Grossówna w domu Lisowskiego.
– Już nie pamiętam, w którym z kin przy Wolskiej oglądałem film „Paweł i Gaweł” z Heleną Grossówną. Może to było kino Helios, a może Roxy przy Wolskiej 14. Tyle że Roxy odwiedzała wolska „plutokracja”, a ja pamiętam niewybredne śmiechy publiczności. Była to raczej Italia pod nr 32. Tam schodzili się bywalcy Kercelaka i spektakle przerywały głośne komentarze – opowiada pan Jan (…)
– Do szkoły chodziłem Młynarską. Musiało to być wiosną 1939 r., jeszcze przed wakacjami. Pod wciąż istniejącą kamienicę przy Młynarskiej 7 podjechała limuzyna. Wysiadła z niej Helena Grossówna, ta sama, którą oglądałem w kinie. Weszła w bramę. To było duże przeżycie bo na co dzień raczej nie widziało się takich gwiazd na ulicach naszej dzielnicy – wspomina pan Jan.
Helena Grossówna – aktorka, tancerka. Fotografia portretowa. Zdj. NAC
Do kogo przyjechała aktorka – nie wiemy. W tamtym czasie była ona u szczytu popularności. Występowała w kabaretach Qui Pro Quo, Teatrze Nowym, w Cyruliku i Wielkiej Rewii. W kinie zadebiutowała w roku 1935 i do wybuchu wojny zagrała aż w 17 produkcjach filmowych, w 1939 r. we „Włóczęgach” i „Testamencie profesora Wilczura”. Przy bliższym poznaniu ujmowała skromnością.
Wiosną 1939 r. dziennikarz plotkarskiego „AS-a” pisał o niej:
„Myślałem sobie: no tak! Milutka, wesolutka, przyjemniaczek psiakość, a zbliż się do niej – to się nadmie, funfy zacznie stroić… Gwiazda!… Pewno dorożką nie jeździ, bo koń tyłem się obraca do pasażerów, tramwaj uważa za coś bardziej poniżającego, jak więzienie… gdzie pakowali za długi. Pewno delikatne to. Nadskakiwać każe. Pewno grymasi. Tualety, kosmetyki po 80 zł za słoiczek. (…) Kiedy Grossówna podała mi pierwszy raz rękę, nie chciałem wierzyć, że to ona, ta z ekranu. Elegancka, skromna sylwetka, nic napuszonego, uśmiechała się szczerze” – czytamy relacje w „AS-ie”
(…) W prawej i lewej oficynie znajdowały się mieszkania jedno- i dwupokojowe z kuchnią. Wszystkie miały balkony wychodzące na podwórko studnię. Z kolei mieszkania w oficynie środkowej były dwupokojowe bez balkonów. To właśnie w takim lokalu na drugim piętrze mieszkali dziadkowie pani Grabowskiej. „Okno w kuchni wychodziło na wprost bramy, w większym pokoju było okno „weneckie”, a w następnym, mniejszym – 2-skrzydłowe i to wychodziło na ścianę prawej oficyny”.
Pani Grabowska przypominała sobie nazwiska niektórych lokatorów kamienicy. I tak rodzina Jarczewskich mieszkała tuż obok, na drugim piętrze w środkowej oficynie. Pani Kamińska z córką na II piętrze w lewej oficynie. „Była wdową i bardzo przyjaźniła się z babcią, pod nimi mieszkało młode małżeństwo z małym dzieckiem. Widywałam na ich balkonie wózek. Dziecko rosło i zostało nazwane przez lokatorów Jojo – dlaczego? Nie wiem” – czytamy w liście.
Z kolei w prawej oficynie na drugim piętrze mieszkał felczer z żoną i synem. Gdy ktoś zachorował w kamienicy, to do niego szło się po pierwszą poradę (…)
Widok od strony ulicy Staszica, przełom lat 60/70 – foto. Lech Pańkowski
W czasie Powstania Warszawskiego, pomimo krwawych walk na Woli, spalenia zabudowy i rozbiórki większości budynków wzdłuż Wolskiej, kamienica Lisowskiego szczęśliwie przetrwała. Po kapitalnym remoncie ponownie błyszczy pełnym blaskiem. Na ostatnim zdjęciu widok cudem zachowanego budynku w 1946 r.
Zdjęcie wykonane w kwietniu 1946 r. na rogu ulic Wolskiej i Młynarskiej Zdj. CAW
Właściciel kamienicy, Tomasz Lisowski, zginął rozstrzelany w egzekucji w dniu 8 sierpnia 1944 r. przy Młynarskiej 7.
Przedstawiamy ulicę zwaną niegdyś Moranowską, zaś jej okolica nosiła nazwę Maranów lub Murano.
Co spowodowało zastosowanie takiego właśnie nazewnictwa?
Pozwólcie Państwo, że podobnie jak w poprzednim artykule, zrobię to w oparciu o oryginalny wpis z wydawnictwa Popularno-Naukowy Kalendarz Warszawski Józefa Ungera, na rok przestępny 1856 (źródło-polona.pl). W tekście zachowałem oryginalną pisownię.
Moranowska, za kościołem XX. Bonifratrów, pomiędzy Bonifraterską a Dziką, zajmuje Nra 2190 do 2213. Cyrkuł 5. Miejsce to dawniej nazywało się Maranów lub Murano od pałacu zwanego Murano w r. 1686 przez Józefa Belloty Janowi Grejberowi ławnikowi starej Warszawy sprzedanego (dziś pałac pod Nrem 2191). W aktach miejskich w tych latach i późniejszych rzeczony pałac pierwotnie swoje nazwisko dość długo przechowywał. Kommissja nawet Porządkowa przy ustalaniu lub nadawaniu nazwisk ulicom Maranowem ją nie Muranowem mianowała.
P.A. Wejnert utrzymuje przecież (…) iż powód nazwiska tej ulicy ztąd jakoby pochodzi, iż dom murowany Bellotego był jedyną budowlą z muru w tem miejscu istniejącą, co jest mylne, gdyż dawniej już tu były cegielnie i domy murowane jak o tem przekonywa osnowa akty Magistratu Nowej Warszawy z roku 1685 i kontrakt z Belottym w tymże roku zawarty, w którym powiedziano:
„zważając że Wygon miejski od Bolesława IVgo księcia mazowieckiego przywilejem z r. 1476, dobrowolnie miastu nadany, przez te lata żadnego nam nie czynił pożytku … takowy teraz sprzedany pod warunkami pewnej opłaty, Józefowi Belotty architekcie królewskiemu … zwłaszcza, iż poprzednio bez naszego zezwolenia wybudował się tam Antoni Affaita budowniczy królewski … dalej miasto zastrzegając sobie pewną przestrzeń gruntu, określa takową, iż ta rozciągać się ma „między polami parysowskiemi, na którego części (to jest gruncie) cegielnię nieboszczyk P. Affaita z budynkiem murowanym swoim kosztem zbudował”.
Zatem wywód nazwiska ulicy przez P. Wejnerta podany w zupełności upada.
Dlaczego zaś pałac Bellotego nazywał się „Murano”, co istotnie dało początek miana poprzednio jurydyki, która tu jeszcze w r. 1773 istniała, a następnie teraźniejszej ulicy, możemy śmiało wytłómaczyć tą okolicznością, ponieważ Belloty był rodem z Wenecyi z wysepką Murano, gdzie sławna była fabryka szkła i wyrobów z kryształu. Włoch sadowiąc się w tej okolicy nowego miasta, już dawniej przez jego ziomków upodobanej, na pamiątkę rodzinnego miejsca, tak własność swoję przezwał.
I tyle w zapisie Józefa Ungera.
Ulica Muranowska lata dwudzieste – fotopolska.eu
Teraz pora wspomnieć o wyjątkowym miejscu, przez jakie przebiegała dawna ulica Muranowska.
Druk reklamowy z dwudziestolecia międzywojennego
Dzisiejszy Muranów sięga swą historią pierwszych osiedli mieszkalnych, które powstały na tym terenie w XVII wieku. Ówczesne tereny obejmowały jurydyki: Wielądka, Parysowska, Świętojerska, Leszno, Nowolipie oraz Szymanowska. Miały swoje niezależne administracje (ratusz), prawa miejskie i osadnictwo. Spełniały zadanie współczesnych przedmieść. Dość prężnie rozwijały się na wąskich pasach gruntów, wzdłuż wszechobecnych działek rolnych, wytyczonych prostopadle do Wisły.
W początkach jurydyki zasiedlane były przez ludność niemiecką, co dało początek wielokulturowości Muranowa. W XIX wieku tereny zostały zasiedlone przez ludność żydowską, wywodzącą się głównie z terenów Litwy i Białorusi. Językami ulicy stały się jidysz, hebrajski oraz rosyjski.
Na przełomie XIX i XX wieku cała dzielnica stała się swoistym miastem w mieście. Pełną gwaru i wszechobecnych tłumów mieszkańców. Nieprzebranych składów towarów wszelakich, różnorodnych kramów, kramików, punktów usługowych i skromnych warsztatów pracy. Życie toczyło się w domach, na ulicach, w podwórkach i ciemnych zakamarkach.
Plac Parysowski przed 1939 r. – polona.pl
Miejsce pełne skrajnych kontrastów. Od powszechnej biedy począwszy, przez szemrane meliny, zakonspirowane i w pełni profesjonalne fałszernie (wszystkiego co dało się sfałszować), koszerne knajpki, do płynących gotówką kantorów pożyczkowych, punktów doradztwa handlowego i biur windykacji zadłużenia. Zabudowa była zagęszczona do granic możliwości, a obiekty o charakterze przemysłowym funkcjonowały na przemian z zabudową czynszową.
W okresie międzywojennym, liczbę mieszkańców dzielnicy w 90% stanowiła ludność żydowska. Miejscami zabudowa była tak gęsta, że przypadało 1000 osób na kilometr kwadratowy.
Była to mocno hermetyczna dzielnica o wyjątkowym charakterze, określana mianem Dzielnicy Północnej
Leucyna to jeden z trzech aminokwasów rozgałęzionych, a przez to wchodzi ona w skład tzw. BCAA, które są dostępne także w postaci suplementu diety o tej samej nazwie. Ich składzie poza leucyną, znajduje się także izoleucyna oraz walina i wszystkie z nich są aminokwasami egzogennymi – czyli tymi, których organizm nie jest w stanie samodzielnie wytworzyć. Leucyna jest obecna w wielu produktach codziennego użytku, takich jak mięso, nasiona strączkowe, czy też szeroko rozumiany nabiał.
Warto jednak pamiętać, że poprzez pożywienie ilości leucyny dostarczane do organizmu nie są w stanie zaspokoić zwiększonego zapotrzebowania organizmu na tę substancję odżywczą. To powoduje, że coraz więcej osób aktywnych fizycznie decyduje się na dodatkową suplementację leucyny za pomocą odżywek i suplementów diety. Najbardziej podstawowym i popularnym preparatem, w którym się ona znajduje są odżywki typu BCAA. Jednak czy to jedyna i najlepsza forma przyjmowania leucyny?
W poszukiwaniu najlepszego suplementu diety lub odżywki, który pomoże osiągnąć upragniony cel treningowy, warto przyjrzeć się ofercie sklepu SFD (https://sklep.sfd.pl/Bcaa-k109.html). Jest w nim dostępna bardzo bogata oferta m.in. z zakresu odżywek bogatych w leucynę – BCAA. Dostępne są różne warianty nie tylko smakowe, ale także proporcjonalne,w których leucyna jest największą częścią składową. Można wybierać spośród proporcji 2:1:1, 4:1:1, 8:1:1, czy nawet 20:1:1.
Czy BCAA to jedyna i najlepsza forma przyjmowania leucyny?
Leucyna jest w naturalny sposób jedną z części składowych odżywek typu BCAA, a co najważniejsze jest ona zazwyczaj najbardziej liczna w ich składzie. Pierwsza liczba podawana w proporcjach tych odżywek (np. 2:1:1) odpowiada właśnie stosunkowi ilości leucyny względem izoleucyny oraz waliny. Jednak BCAA to nie jedyny sposób na suplementację leucyny.
Jest ona także obecna w odżywce aminokwasowej typu EAA, a także suplementach dedykowanych typu L-leucine itp. Ponadto, często można się z nią spotkać w innych odżywkach w formie uzupełnienia ich głównego składu. W ten sposób, leucyna będzie także obecna w odżywkach białkowych, węglowodanowo-białkowych, odżywkach potreningowych itp. W takim razie, jaka forma suplementacji leucyny będzie najbardziej odpowiednia?
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Obecność leucyny w konkretnej odżywce nie oznacza, że jej ilość jest taka sama. To powoduje, że warto brać pod uwagę dokładny skład ilościowy i na tej podstawie dostosować najlepszą odżywkę do własnej sytuacji. Ponadto, zawsze warto poradzić się w kwestii suplementacji dietetyka lub lekarza, aby pomógł dobrać najbardziej odpowiedni suplement. Następnie dopiero wybrać preparaty z pewnych i oficjalnych źródeł, takich jak np. sklep SFD (https://sklep.sfd.pl/).
Kazimierz Jan Wajda (Szczepko), Stanisław Sielański oraz Henryk Vogelfänger (Tońko) - mistrzowie gwary Lwowskiej i Warszawskiej (NAC)
Czy w przedwojennej kinematografii gwara warszawska zyskała uznanie na miarę gwary lwowskiej?
W niemym filmie gwary miejskie nie były „towarem” pierwszej potrzeby. Po wejściu do kin produkcji dźwiękowych, sytuacja ulegała wyraźnej i zrozumiałej przemianie. Film musiał na siebie zarobić, podbić serca widzów i dać konkretny zysk. Dochód powinien pokryć honoraria aktorów, wydatki związane z produkcją, spłaty weksli na zaciągnięty kredyt, koszty taśmy filmowej, rachunki za szycie lub wypożyczenie kostiumów, budowę wymyślnych scenografii (większość scen realizowano w wynajmowanych studiach filmowych), gaże ekipy produkcyjnej, koszty reklamy… Istna studnia bez dna.
Będące w prywatnych rękach firmy kinematograficzne potrafiły doskonale liczyć i umiejętnie kalkulować. Co realnie może dać pożądany, czyli jedynie słuszny zysk? Język warszawskiej ulicy pojawiał się w filmach bardzo rzadko. Jeśli już to w krótkich, nieudolnych i przeważnie prześmiewczych scenkach z najniższych sfer mieszkańców miasta.
Jednak z upływem czasu tego typu kalkulacja straciła na znaczeniu. Popularność kina i rosnąca konkurencja wymagały szerokiego dostępu do przybytków X Muzy. Dlaczego? Zdecydowaną większość stołecznej publiczności lat 30. stanowili przeciętnie sytuowani warszawiacy, dla których wydatek na bilet do kina stanowił spore wyzwanie. Przedstawiciele najuboższych dzielnic, często obrzeży miasta. Dla nich wizyta w kinematografie była nie tylko rozrywką, stanowiła próbę ucieczki od codziennych trosk i znojów. Dawała bezcenne chwile radości, często głębokich wzruszeń, okazję do zapomnienia o dźwiganym bagażu szarej, często dość ponurej rzeczywistości. Kino otwierało swoisty pomost pomiędzy bezbarwnym życiem, a nieznanym wcześniej światem. Rzecz jasna, ceny biletów musiały być na każdą kieszeń.
Pieśniarz Warszawy, komedia z 1934 r.
Miłośnicy Dziesiątej Muzy nie przepuścili żadnej filmowej premiery. Po wprowadzeniu filmu dźwiękowego, kino stało się przysłowiowym gwoździem do trumny dla wielu mniejszych teatrów. Widz bezwzględnie wybierał kino, które kusiło fantastyczną przygodą, wartką akcją, nieosiągalnymi dla teatrów możliwościami. Tu wraz z bohaterami przeżywało się miłosne uniesienia, skomplikowane intrygi, okrutne i bezwzględne zdrady, perypetie maści wszelakiej i naszpikowane egzotyką plenery. A wszystko to w zawrotnym tempie, z towarzyszącą muzyką i przebojowymi piosenkami. Scenariusze musiały celnie trafiać w gust odbiorcy i w jego indywidualne podejście do otaczającego życia. Ekranizacje powieści uznanych pisarzy, opowieści o historycznych zmaganiach z zaborcami, melodramaty wprost z arystokratycznych salonów.
To było dobre, ale nie dla wszystkich i tylko do czasu. Przeciętny odbiorca oprócz wzruszeń, liczył na doskonałą zabawę. By czas spędzony na seansie, oraz zainwestowane środki, dały pełnie szczęścia i głębię filmowych przeżyć. I tak w fabułę zaczęto wplatać wątki najłatwiejsze w odbiorze. Humorystyczne sceny z życia dość przeciętnych bohaterów, a jak zwyczajnych to bliskich sercu. Praczki, pokojówki, kamerdynerzy, kucharki czy pospolici dorożkarze. Sprzedawcy psów, kotów, królików, ptactwa egzotycznego i amerykańskich aparatów do lutowania garnków. Potencjalny widz miał możliwość pełnej identyfikacji z Warszawskiem Rodakiem, lokalnym językiem, często szemranem charakterem, oraz tym wszystkim co sprawiało, że bohater stawał się regularnem swojakiem
Sprawą trudną, lecz dość istotną był fakt, że pośród ówczesnych aktorów filmowych, mistrzów we władaniu językiem miasta i znajomością charakternych zachowań, było jak na lekarstwo. Apteczne złudzenie, ot co. Zdarzało się bowiem, że obrotni właściciele ubojni drobiu na Pradze, mieli genialny pomysł na dobry geszeft, czyli interes. Inwestowali w kinematografię i liczyli na cud w wymiarze biblijnym. Zatrudniali kogo się dało, jak się dało, aby tanio i bez zbędnych umów. Przeważnie kończyło się na angażowaniu własnych pracowników lub mieszkańców okolicznych kamienic.
Efekty takich działań były więcej niż mizerne. Bo czym może zachwycić aktor lub statysta, którego gażę stanowiły gęsie szyjki lub kurze łapy, choćby z najlepszych hodowli? Jednak bądźmy rzetelni w ocenie. W dwudziestoleciu międzywojennym mieliśmy zaledwie kilku uznanych artystów filmowych, dość dobrze dających sobie radę z warszawskim humorem i warszaskiem językiem rodem z Kiercelaka. Byli to Stanisław Sielański, Adolf Dymsza, Mira Zimińska, Jadwiga Andrzejewska.
Adolf Dymsza jako Antek Król w filmie Antek policmajster – 1935 r.
Filmy z ich udziałem biły rekordy popularności. Warto tu wspomnieć o takich produkcjach jak Każdemu wolno kochać (1933 r.) i Antek policmajster (1935 r.)
Afisz reklamowy do filmu „Każdemu wolno kochać” – polona.pl
Choć w krótkich jeszcze scenach, to można już było wyłowić typowy dla gwary dowcip, dosadność określeń i siłę budowanych wypowiedzi:
Ostatecznię mnię pan zadawalnia.
No co gały wybałuszasz, weź rurę i nakryj się.
Panno Lodziu, siła wyższa mię wzywa, abym w obronie ogólnego honoru wyszedł na chwile poza ramki subtelności.
Coś ty powiedział ty łachudro w dziąsło szarpana ? Jak ci dam szczeniaku w lewe oko to ci prawym uchem wyjdzie, a ząbki jak motylki po łące będą fruwać.
W filmie o przygodach Antka Króla, jako Antka policmajstra, możemy usłyszeć wyśpiewany przez Adolfa Dymszę „Hymn Warszawiaka”. Swoistą receptę na codzienne życie:
Ja już taką mam naturę od szczeniackich swoich lat, że ja śmieję się z wszystkiego i że gwiżdżę wciąż na świat. Jeśli czasem jest mi ciężko lub mi figla spłata los, ja nie płaczę, ja nie wzdycham, ale śmieję się na głos.
Oj diridi, od diridi, rach ciach ciach jutro się odczepi bida, rach ciach ciach a jak bida się odczepi, rach ciach ciach znów będzie lepiej, hop siup.
To jest życie hokus pokus, zwykły hazard, zwykła gra albo orzeł albo reszka, raz się ni ma raz się ma. Jeśli wygrasz to w porządku, wtedy bracie rób, co chcesz, a jak przegrasz też się nie martw tylko ze mnie przykład bierz
Oj diridi, oj diridi, rach ciach ciach przede wszystkim dobra mina, rach ciach ciach potem całus i dziewczyna, rach ciach ciach reszta to bujda, hop siup (…)
Czy warszawiakom z Woli, Czerniakowa lub Pragi trzeba było coś więcej? Pewnie tak. Ale w sercach zagościły już uśmiech i nadzieja na lepsze jutro. Bez humoru, tak charakterystycznego dla języka gwary, życie traciło swój wyjątkowy urok.
Ulotka filmowa z 1937 r.
20 kwietnia 1937 roku, odbyła się światowa premiera filmu Dorożkarz numer 13
To najbardziej warszawski z filmów wyprodukowanych przed wybuchem wojny. Warto wspomnieć o genezie powstania tej wyjątkowej produkcji. Do felietonisty i pisarza Stefana Wiecheckiego Wiecha, zwrócono się z prośbą o wsparcie przy pracy nad scenariuszem i objęcie fachowym nadzorem tworzonych dialogów. Czemu nie ? Wraz ze swym serdecznym przyjacielem Tadeuszem Wittlinem, podjęli się zbudowania pomysłu na komedię. Powstały sceny żywcem przeniesione z ulic i zakamarków naszego miasta. Pomysły, które pierwszorzędnie wpłynęły na ogromną popularność filmu. Pierwszą gwiazdą stał się bez wątpienia Stanisław Sielański, w roli Felka Ślepowrońskiego. Aktor, który kapitalnie odwzorował duszę i wyjątkowy charakter warszawskiego dryndziarza (dorożkarza)
To bodaj pierwszy film, który tak szeroko i otwarcie przemówił do widzów swym lokalnym kolorytem, humorem i codziennym językiem warszawskiej ulicy. Dodatkowym plusem były piosenki, napisane specjalnie przez Jerzego Jurandota. Ciekawostką jest fakt, że przy pisaniu tekstów do Dorożkarza numer 13, powstało znane wkrótce w całej Warszawie zawołanie: Jadziem panie zielonka
Wychodzi na to, że ustalona już popularność Wiecha, otworzyła fenomenowi jakim była gwara warszawska, drzwi do wytwórni filmowych. Kto wie, co jeszcze mogłoby powstać i zachować się dla potomnych? Niestety, w ząbek czesany Adolf pogrzebał wszelkie nadzieje i ambitne plany.
Reklama prasowa filmu
W uzupełnieniu tytuły przedwojennych filmów fabularnych z elementami gwary warszawskiej: